PKO Ekstraklasa. ŁKS Łódź - Górnik Zabrze. Wojciech Stawowy - nawet małpy nauczyłby grać w piłkę

Materiały prasowe / ŁKS Łódź / Artur Kraszewski / Na zdjęciu: trener Wojciech Stawowy
Materiały prasowe / ŁKS Łódź / Artur Kraszewski / Na zdjęciu: trener Wojciech Stawowy

Sześć lat trwała łącznie rozłąka trenera Wojciecha Stawowego z PKO Ekstraklasą. 30 maja 2020 roku odliczanie dobiega końca. 54-letni szkoleniowiec wraca do gry tym razem w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego.

Powierzono mu zadanie walki o utrzymanie ostatniego zespołu tabeli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Poprzednio sztuka ta nie udała mu się z Widzewem Łódź, który to zespół prowadził w sezonie 2014/15. Pracę rozpoczął w grudniu, a zakończył wraz ze spadkiem ekipy do I ligi. Później trafił do Warszawy, gdzie został dyrektorem sportowym akademii piłkarskiej Escola Varsovia. Jak zmienił się przez ten czas?

- Ciężko jest mówić samemu o sobie. Wolałbym, żeby ocenili to ludzie obserwujący mnie z boku - piłkarze, dziennikarze, kibice. Na pewno człowiek się zmienia. Czasu się nie oszuka. Z wiekiem powinno przybywać doświadczenia. Tak jest w moim przypadku. Każdy trener, który chce się rozwijać, przeznacza czas na to, by polepszyć warsztat pracy, wyciągać wnioski z tego co było złe i to naprawiać - tłumaczył Wojciech Stawowy na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami po objęciu stanowiska w Łodzi.

- Ja się zmieniłem, bo zmieniła się piłka nożna. Nie zostałem tam, gdzie byłem 5 lat temu. Jestem trenerem, który idzie z duchem czasu. Mam wiele nowych pomysłów. Człowiek popełnia w życiu błędy, z tego trzeba wyciągnąć wnioski - dodał.

Polska tiki-taka

"Barcelońskie" podejście Stawowego widoczne było w prowadzonych przez niego zespołach, szczególnie w Cracovii w sezonach 2012/2013 i 2013/2014. W tym pierwszym awansował z Pasami do ekstraklasy, a w kolejnym zajął siódme miejsce. Pod wodzą szkoleniowca występował m.in. Edgar Bernhardt, który w wywiadzie dla WP SportoweFakty tak opowiadał o pracy z nim.

ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"

- Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jako piłkarz, jak grając u niego w Cracovii. Jakby teraz zadzwonił, to wsiadam na rower i jadę do Łodzi. Wie pan, jak ja tęsknie za takim graniem w piłkę? Nie miałem lepszego trenera i nigdzie nie grałem lepszej piłki. Niedawno rozmawiałem o tym z Krzyśkiem Danielewiczem. Wysłał mi wideo z naszych meczów, jak wychodziliśmy spod pressingu. Jak to oglądałem, to się wzruszyłem, bo nie pamiętam, kiedy grałem w takiej drużynie. Ostatni raz w piłkę, tak naprawdę w piłkę, to grałem w Cracovii - przyznał Bernhardt.

Co ciekawe, w Łódzkim Klubie Sportowym losy Wojciecha Stawowego splotły się ponownie z Krzysztofem Przytułą. Najpierw w latach 2004-2008, kiedy Przytuła grał w prowadzonych przez Stawowego Cracovii oraz Arce Gdynia. Później w Miedzi Legnica i Widzewie Łódź w latach 2014-2015 Przytuła był asystentem Stawowego. Dziś hierarchia się odwróciła.

- Moja zależność z dyrektorem Przytułą, wynika z obowiązków zawodowych. Jestem trenerem zawodowym, pracuję tam gdzie ta praca jest mi proponowana. Przyjmuję hierarchę obowiązującą w klubie. Prywatnie, nie będę ukrywał, dyrektor Przytuła to osoba, którą prowadziłem jako zawodnika, był moim asystentem, a teraz jest moim przełożonym. Tworzymy grupę, która ze sobą współpracuje. Może bez podziału na hierarchię, bo mamy to z tyłu głowy, ale wszyscy musimy ciągnąć wózek w jedną stronę. Praca na co dzień jest jednolita dla wszystkich - zaznaczył trener ŁKS-u Łódź.

- Od 17. roku życia gram zawodowo, czyli połowę swojego życia, i nie spotkałem takiego trenera, a pracowałem z wieloma - wspomina Bernhardt. - Stawowy nawet małpy nauczyłby grać w piłkę. On jest specyficzny, a ludzie nie lubią kogoś, kto się wychyla, kto jest inny. Ludzie się boją tego, czego nie znają, czego nie rozumieją. Gdyby tylko znał dobrze angielski... Jeden klub w Azji, w którym grałem, chciał go zatrudnić. Byli zachwyceni tym, jak grają jego drużyny, jak on pracuje, ale język był przeszkodą.

Granie, nie "kopanie"

Przeciwnicy "hiszpańskiego" stylu gry Stawowego zarzucają mu to, co - zwłaszcza do 2008 roku - zarzucało się piłkarskiej reprezentacji... Hiszpanii. "Grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze". W Arce Gdynia doczekał się przyśpiewki, która ciągnąć się będzie za nim chyba już do końca kariery - "Wojciech Stawowy, najlepszy trener ligowy".

- On rozumie piłkę inaczej niż wszyscy. W Polsce najważniejsza jest walka, wojna na boisku. Trzeba przede wszystkim zap***, a nie grać w piłkę. Owszem, o piłkę trzeba walczyć, ale żeby ją odzyskać, a nie żeby zabić przeciwnika - kontynuuje Bernhardt. - Wiem, że są w Polsce trenerzy, którzy chcą, żeby ich drużyny grały w piłkę, a nie ją kopały, ale nie potrafią tego nauczyć. Nie mają cierpliwości, nie mają umiejętności, a Stawowy - powtarzam - nauczyłby grać w piłkę nawet drużynę szympansów. Bardzo życzę trenerowi utrzymania ŁKS-u w Ekstraklasie.

- Mówi się o drużynach, które ja prowadzę, że "pięknie grają w piłkę, ale nic z tego nie wynika". Dla mnie priorytetem jest ładna gra w połączeniu z wygrywaniem. Teraz na pierwszym planie jest zdobywanie bramek, wygrywanie meczów, nawet kosztem zasad, które będziemy chcieli stosować. Tylko zwycięstwa będą nam dawać punkty, a punkty - utrzymanie.

Wojciech Stawowy podpisał z ŁKS-em kontrakt do końca czerwca 2022 roku. Dziesięcioletniego już chyba nigdy z nikim nie podpisze po tym, jak zrobił to w 2006 roku w Cracovii (po niespełna czterech latach pracy), a następnie po kolejnym miesiącu umowa... musiała zostać rozwiązana.

W ekipie beniaminka PKO Ekstraklasy czeka go zadanie - jak sam mówi "trudne, ale nie niemożliwe". Zespół ma jedenaście punktów straty do bezpiecznej strefy w PKO Ekstraklasie i jedenaście kolejek by tę stratę zniwelować.

Źródło artykułu: