- Bez Mateusza Morawieckiego nie poradzilibyśmy sobie, gdyby ktoś inny był premierem, to cały plan startu ligi byłby w koszu - stwierdził prezes PZPN, Zbigniew Boniek w programie "Prawda Futbolu". Rozgrywki Ekstraklasy "odmrożone" zostaną już w ten piątek, 29 maja. W ostatnich latach premier Mateusz Morawiecki stał się jednym z największych orędowników polskiej piłki. Chyba nigdy wcześniej futbol nie mógł liczyć na tak zaangażowanego polityka na najwyższym szczeblu.
Właśnie Morawiecki zaakceptował plan powrotu ligi w czasie, gdy pandemia była jeszcze na etapie mocnego wzrostu. Dzięki temu nasza PKO Ekstraklasa jako jedna z pierwszych w Europie może wrócić do gry, co uratuje byt wielu ligowych klubów, uzależnionych od pieniędzy z praw telewizyjnych. I to mu trzeba oddać, bez względu na sympatie polityczne: premier rozumie doskonale rolę piłki, może lepiej niż jego poprzednicy, którzy deklarowali się jako kibice.
Oczywiście nie da się powiedzieć, że wcześniej nic nie robiono, bo robiono wiele. Choćby Euro 2012 było wielkim projektem ponadpartyjnym, w który zaangażowali się premier Marek Belka z SLD, prezydent Lech Kaczyński z PiS czy premier Donald Tusk z PO. Zresztą, za czasów PO miały miejsce wielkie zmiany infrastrukturalne, zarówno w dziedzinie stadionów, jak i boisk amatorskich. Powstało dzięki temu kilka tysięcy Orlików i boisk szkolnych. Polska przeszła pod tym względem wielką transformację. Z kolei czasy obecnego rządu to kolejny skok w zakresie infrastruktury, ale też kilka mniejszych programów.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"
Polska "Premier League"
Ze strony Morawieckiego nie był to tylko wymuszony podpis pod dokumentem. Trzeba mu przyznać, że zaangażował się w szeroko pojęte sprawy ligowe. Do tego stopnia, że z czystym sumieniem można by dziś nazwać naszą Ekstraklasę "Premier League". Choćby w czerwcu 2019 roku ogłoszono, że PKO zostanie sponsorem tytularnym Ekstraklasy, zaś jednym z partnerów ligi została telewizja publiczna, co oznaczało dla piłki ligowej kolejne pieniądze. I to niemałe.
To o tyle ciekawe, że premier, jeśli był znany z zamiłowania do sportu, to raczej do tenisa stołowego. Był zawodnikiem drużyn młodzieżowych we Wrocławiu i w pewnym momencie jako zawodnik Burzy Wrocław uchodził nawet za czołowego zawodnika w swojej kategorii wiekowej w kraju. Choć dla niego samego, pochodzącego z domu opozycyjnego, wspomnienie czasów słusznie minionych bardziej powinno kojarzyć się z zatrzymaniami czy pałowaniem przez funkcjonariuszy bezpieki, to jednak zachowało się też wiele dobrych wspomnień. Zresztą to normalne dla kogoś urodzonego w 1968 roku, któremu sport kojarzy się z pięknym dzieciństwem.
- Pierwsze wielkie wydarzenie piłkarskie, które pamiętam, to mistrzostwa świata w roku 1974. Chociaż byłem wtedy dzieckiem, to cała ta atmosfera futbolowego święta i marsz Polaków po mistrzostwo świata, zakończony słynnym "meczem na wodzie", udzielał się nam wszystkim. Gdyby nie to boisko we Frankfurcie, to jestem przekonany, że Deyna i spółka podnieśliby Puchar Świata. Z kolei kiedy Boniek prowadził polską kadrę do medalu na mundialu w Hiszpanii to dla nas wszystkich, uciemiężonych wtedy stanem wojennym, był pewien powiew normalności. Pamiętam oczywiście doskonale zdobycie Mistrzostwa Polski przez Śląsk Wrocław w roku 1977. Żmuda dowodził wtedy obroną, a przed sobą miał świetnych Pawłowskiego i Sybisa. Później, już w latach 80. Tarasiewicz był dla mnie i dla kolegów z podwórka piłkarzem wybitnym, idolem. Każde z tych wydarzeń ma swoją własną dramaturgię i własnego ducha sportu - opowiada WP SportoweFakty premier Morawiecki.
Przez dziesięciolecia co mądrzejsi rządzący rozumieli sport. Czy byli to komuniści z bloku wschodniego, czy kapitaliści z zachodu, każdy wiedział, że rola sportu dla zdrowia, ale też kształtowania świadomości narodu jest ogromna. Ale też dla nich samych, bo przecież sport prędzej czy później zawsze wiąże się z sukcesem. O ile politycy pchający się na stadiony, by pokazać się ze znanym sportowcem budzili zawsze niesmak, o tyle zaangażowanie Morawieckiego, już jako premiera, przyjęto w sposób naturalny. Właśnie dlatego, że jego działania w dziedzinie sportu, to nie tylko zdjęcia ze sportowcami, ale przede wszystkim realna pomoc.
Po wielkiej aferze z murawą na Stadionie Narodowym spotkał się z zawodnikami w szatni, a potem przyjął ich przedstawiciela, Łukasza Piszczka. Obiecał, że sprawa nawierzchni podczas meczów kadry stanie się sprawą narodową. Wymieniono więc prezes spółki zarządzanej PGE Stadionem Narodowym w Warszawie, na jej miejsce wszedł zaufany człowiek premiera, który ma nie dopuścić do kolejnej wielkiej awarii. Sprawy murawy na PGE Narodowym od tej pory toczyły się przy sporym zainteresowaniu mediów, grano w otwarte karty.
Roberta nam nie zabiorą
Ale to nie wszystko. Dał też pieniądze na kilka programów sportowych. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie "romans" prezesa Bońka z rządem. Sam "Zibi' twierdzi, że jest politycznie obojętny, choć znany jest z poglądów raczej zbliżonych do obozu konkurenta, a więc PO. Bardzo dobrze zna się z Grzegorzem Schetyną, ale byłoby nietaktem nazwanie "Zibiego" czyimś człowiekiem. W sprawach futbolu panowie potrafili porozumieć się bez względu na sympatie. Efektem jest powrót ligi. Premier zaznaczył, że jest to dla niego sprawa niezwykle istotna, bo dająca Polakom poczucie powrotu do dawnego życia.
- Uważam, że sport odegra bardzo ważną rolę w powrocie do normalności po okresie zakończonej pandemii. Z najlepszych lig w Europie pierwsza wróciła Bundesliga i wyniki jej oglądalności pokazują jak wielki jest głód piłki nożnej i sportu w ogóle. Dlatego jestem przekonany, że Ekstraklasa będzie ogromną atrakcją dla kibiców, którzy chcą wreszcie zobaczyć swoje ulubione zespoły w akcji. Sam czekam z niecierpliwością na to, kto w tym sezonie zdobędzie Mistrzostwo Polski. Mam przekonanie, że dzięki kolejnym programom - takim jak certyfikacja szkółek piłkarskich czy budowa zadaszonych boisk - nasza piłka nożna będzie szła do przodu i wydawała kolejne talenty na miarę Lewandowskiego, Błaszczykowskiego czy Glika. Wierzę, że za kilka lat wychowanek jednej z certyfikowanych szkółek wzniesie w górę słynny "uszaty puchar", czyli trofeum za zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Piłka nożna łączy ze sobą ludzi - chyba jedyny spór jaki możemy toczyć, to czy lepszy był Lewandowski, Deyna czy Boniek. A jeśli chce pan znać moją opinię w tym sporze, to dla mnie każdy z nich był wyjątkowy i swoją boiskową magię pokazywał w inny sposób - mówi.
Śledząc wypowiedzi Morawieckiego na temat naszej piłki, można zauważyć, że od samego początku jest to temat mu bliski. Od początku zapowiadał zaangażowanie w programy piłkarskie. W swoim expose, w grudniu 2017 roku, powiedział:
"Przyzwyczailiśmy się już do tego, że nasi najzdolniejsi piłkarze już jako juniorzy wyjeżdżają do zachodnich klubów, do szkółek piłkarskich i tam potem grają dla nich, a czasami w tamtych reprezentacjach. Czy to jest normalne? Nie. To moim zdaniem nie jest normalne. Czym byłaby reprezentacja Niemiec bez Mirosława Klose, naszego w końcu chłopaka z Opola, który strzelił najwięcej goli w reprezentacji Niemiec? Albo bez Łukasza Podolskiego, który do dziś czuje się Polakiem? Dobrze, że nam naszego Roberta nie wzięli".
Realne wsparcie dla sportu
W maju 2019 roku premier spotkał się z ludźmi piłki i kreślili wielkie wizje przyszłości, rozmawiali o rozwiązaniach, które pozwolą wstać piłce z kolan. Stąd właśnie hale pneumatyczne, a więc balony do gry w piłkę, czyli rozwiązanie praktykowane na Islandii. W najbliższych miesiącach powstanie 12 zadaszonych boisk piłkarskich (co będzie kosztowało 19 milionów złotych), potem mają być kolejne, bo rząd zaopiniował pozytywnie wszystkie wnioski, które wpłynęły w tej sprawie. To o tyle istotne, że ludzie sportu od zawsze podkreślali, że kilka miesięcy zimy wpływa negatywnie na możliwość treningu i ma to potem przełożenie na obraz naszego sportu.
Kolejna sprawa to program certyfikacji szkółek piłkarskich. Już teraz wiadomo, że na ten program rząd przeznaczy w tym roku 35 milionów złotych i będzie ta pomoc finansowa kontynuowana przez dwa kolejne sezony. Abstrahując od tego czy program mający wielu krytyków jest dobry czy zły, to trzeba oddać premierowi, że jest u niego wiele dobrej woli i ułomnej polskiej piłce pomaga finansowo. Można jedynie dyskutować, czy trafił na odpowiednich partnerów do rozmowy wśród ludzi zarządzających sportem. I czy będą potrafili jego przychylność wykorzystać.
Zresztą zaangażowanie się obecnego rządu w sport to nie tylko kwestia piłki nożnej. - Sportowcy reprezentują na arenie międzynarodowej nie tylko siebie, ale także Polskę. Państwo musi im zapewnić właściwe warunki do rozwoju, niezależnie od tego, jaką dyscyplinę reprezentują. Każda chwila, kiedy po dekoracji odgrywany jest Mazurek Dąbrowskiego, a na maszt wciągana jest biało-czerwona flaga, jest wyjątkowa. Przyszłoroczne Igrzyska w Tokio będą szansą na kolejne medale, dlatego postanowiliśmy umożliwić sportowcom przygotowania w oddziałach Centralnego Ośrodka Sportu w Wałczu i Spale, a w planie jest otwarcie kolejnych ośrodków – wszystko po to, żeby nasi najlepsi sportowcy mogli przygotowywać się w jak najlepszych warunkach do tej wielkiej imprezy - mówi.
W ostatnich kilku dekadach sportowcy nie mieli takiego wsparcia jak obecnie, za co zresztą wielokrotnie pozytywnie ocenialiśmy byłego ministra sportu Witolda Bańkę. W okresie między odejściem Bańki a powołaniem na stanowisko Danuty Dmowskiej-Andrzejuk, właśnie Morawiecki osobiście pełnił rolę ministra sportu, będąc jednocześnie premierem, co jest w jakimś sensie symboliczne, pokazuje, że nie jest to tylko pokazówka. Sport przejawia się w jego wypowiedziach regularnie, jako ważny element kształtowania narodu.
- Spółki Skarbu Państwa wspierają sportowców, bo wiedzą, że sport jest też doskonałym narzędziem marketingowym i promocyjnym - dlatego korzyści są obopólne. Podobnie sportowcy niepełnosprawni - mamy wielu utytułowanych sportowców i państwo wspiera ich nie tylko przez dostęp do infrastruktury treningowej, ale także sponsoring. Minister Danuta Dmowska-Andrzejuk pracuje nad kolejnymi programami skierowanymi zarówno do sportu wyczynowego, jak i amatorskiego. Sport amatorski jest ważną odskocznią od codziennych obowiązków, pozwala zachować zdrowie, dlatego jest bardzo ważnym filarem naszej polityki. Chcemy wspierać nie tylko rozwój lokalnej infrastruktury sportowej, ale także dbać o trenerów czy sprzęt w lokalnych drużynach sportowych - mówi nam premier Morawiecki.
Tu jest - na marginesie - spore wyzwanie dla Morawieckiego, ale też dla innych polityków, jeśli chodzi o sport amatorski. Polska wciąż jest w ogonie Europy, uprawia go około 25 proc. społeczeństwa, podczas gdy w krajach rozwiniętych, jest to nawet 60 proc.
Wracając do spraw tu i teraz, nie można dziś wykluczyć, że polska piłka pójdzie dalej i PKO Ekstraklasa jako jedna z pierwszych będzie grała z kibicami. I to też nie byłoby możliwe, bez zgody premiera.
- Nie wiemy, ile jeszcze będziemy żyć z koronawirusem, więc obecna rzeczywistość, wymusza na nas pewne zmiany nawet najprostszych codziennych czynności. Dlatego pewne zmiany zajdą również na stadionach sportowych. Piłka nożna, czy szerzej sport jest przede wszystkim dla kibiców - tych przed telewizorami, ale także tych, którzy przychodzą wesprzeć swoich ulubieńców z trybun - i to jest dla nas wszystkich zrozumiałe i bardzo istotne. Szczerze mówiąc, oglądałem pierwsze mecze Bundesligi i bez dopingu wygląda to bardzo, ujmując eufemistycznie, specyficznie. Jestem w stałym kontakcie z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Panem Zbigniewem Bońkiem. Szukamy wspólnie takiego rozwiązania, które pozwoli prowadzić doping kibicom na stadionie, a jednocześnie zapewni im bezpieczeństwo sanitarne – mówi premier.
Można dziś z czystym sumieniem powiedzieć, że jeśli polska piłka kiedyś wróci do europejskiej elity, premier Mateusz Morawiecki będzie miał w tym swój udział.