Daniel Kokosiński przez pewien czas był najpopularniejszym piłkarzem w polskiej Ekstraklasie, choć prawie w ogóle w niej nie grał. Obrońca podpadł Józefowi Wojciechowskiemu i został odstawiony od pierwszej drużyny Polonii Warszawa. Następnie stworzono mu tzw. "Klub Kokosa".
Piłkarz trenował indywidualnie przez dwa i pół roku. Miał być straszakiem dla innych graczy, którzy nie chcieli zrzec się pensji. Pozostali, gdy trafiali do "Klubu Kokosa" szybko zgadzali się na warunki Wojciechowskiego i niedługo później odchodzili z klubu. W przypadku Kokosińskiego było inaczej.
Po latach 34-latek przyznaje, że miał chwile kryzysu. Ostatecznie dobrze na tym wyszedł, bo dzięki zawziętości ustawił sobie życie.
ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"
- Gdyby nie tamta sytuacja, to może nie nauczyłbym się czegoś? Grałbym sobie w tej pierwszej lidze, stać by mnie było na zegarek, lepszy ciuch i średniej klasy samochód, jednak pewnie nic bym nie odłożył. A tak mam dwa mieszkania i trzy działki budowlane - przyznaje w "Przeglądzie Sportowym".
Piłkarz musiał trenować sam. Ćwiczył w parku albo musiał biegać po schodach. Czasami na moment dołączał do niego inny zawodnik, który podpadł Wojciechowskiemu. Tak było na przykład z Euzebiuszem Smolarkiem. Były reprezentant Polski jednak szybko się dogadał ws. odejścia, a Kokosiński znowu został sam. Wtedy przeżywał najtrudniejsze chwile.
- Ebi dostał pewną sumę pieniędzy i odszedł. Moja sytuacja też się zmieniła: zamiast dwa razy dziennie po półtorej godziny, musiałem trenować dwa razy po dwie i pół godziny! To był chyba najgorszy moment, wówczas miałem chyba największy kryzys. Nawet nie chce mi się teraz o tym mówić, ale nie miałem ochoty wstawać z łóżka - opowiada.
"Kokos" ostatecznie wypełnił kontrakt i klub wypłacił mu wszystkie pieniądze. Co ciekawe, za ostatnie pięć miesięcy zapłacił mu Ireneusz Król, który zasłynął tym, że w Polonii prawie nikomu nie płacił.
Lukas Podolski trafi do Górnika Zabrze w innej roli? "Chcę pomóc nie tylko na boisku" >>
FIFPro potępia PZPN w sprawie nowych regulacji >>