Przemysław Mystkowski. Ostatnia szansa supertalentu Jagiellonii Białystok

PAP / Artur Reszko / Przemysław Mystkowski w środku
PAP / Artur Reszko / Przemysław Mystkowski w środku

Miał 16 lat, gdy zachwycił obserwatorów PKO Ekstraklasy i przykuł uwagę Borussii Dortmund. Później stracił sporo czasu przez kontuzje i obniżył loty, nie poradził sobie na wypożyczeniach. Obecny sezon to jego ostatnia szansa w Jagiellonii Białystok.

Miał 15 lat, gdy Piotr Stokowiec zabrał go na obóz przygotowawczy Jagiellonii Białystok w Turcji, a klub wystąpił o warunkowe uprawnienie do gry w rozgrywkach PKO Ekstraklasy. Przemysław Mystkowski zadebiutował w niej jednak już po skończeniu szesnastego roku życia u Michała Probierza. Kilka miesięcy później niespodziewanie znalazł się zaś w podstawowym składzie na mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała (4:2) na miejscu sprzedanego Daniego Quintany. W kwadrans popisał się dwiema asystami, zachwycił piłkarską Polskę.

To był 2014 rok, wokół nastolatka z Jagi zrobił się duży szum. Obserwowali go skauci zagranicznych klubów (m.in. Borussii Dortmund - przyp. red.), wraz z Bartłomiejem Drągowskim znalazł się na liście największych talentów Europy. Ich kariera potoczyła się jednak zupełnie inaczej. Rowieśnik zachwyca w Serie A, a on jest nadal w punkcie wyjścia.

W ostatnim meczu Jagiellonii z Lechem Poznań (1:1) Mystkowski pojawił się w pierwszym składzie. Znowu niespodziewanie, jak 5,5 roku temu. W tym sezonie zagrał bowiem zaledwie 6 razy, łącznie 134 minuty. Co prawda przed jego rozpoczęciem poprzedni trener Ireneusz Mamrot widział w nim jednego z głównych kandydatów do podstawowego "młodzieżowca", ale w rywalizacji z Bartoszem Bidą i Patrykiem Klimalą ostatecznie nie miał szans. Sytuacji nie ułatwiało też to, że na jego nominalnej pozycji najczęściej grał Jesus Imaz, który był liderem formacji ofensywnej.

ZOBACZ WIDEO: Rzeźniczak przesadził z tweetem o Lechu Poznań. "Przeprosiłem, bo ten wpis był nie na miejscu. Czasem trzeba ugryźć się w język"

Splot różnych okoliczności i słabsze wyniki Jagi sprawiły, że Iwajło Petew postawił na 21-latka. Choć wystawił go na skrzydle. - Chciałem pomóc drużynie, więc powiedziałem trenerowi, że jestem gotowy tu zagrać. Dostałem szansę i chciałem ją wykorzystać jak najlepiej. Starałem się nadrabiać ambicją i walecznością - tłumaczył po ostatnim gwizdku sędziego.

Mystkowski otrzymał 68 minut. W tym czasie miał tylko 47 proc. celność podań czy aż 12 strat, choć zaliczył też najszybszy sprint w zespole. Momentami było widać w jego grze brak ogrania. - Moja przerwa od pierwszego składu na pewno była długa, zresztą takich spotkań nie miałem tutaj za wiele. Zapewniam, że to nie wszystko co mogę pokazać. Myślę, że jeśli będę dostawać kolejne szanse to będzie coraz lepiej i pokażę co potrafię - zapewnił.

Czas ucieka byłemu młodzieżowemu reprezentantowi Polski. Poprzedni sezon to nieudane wypożyczenie do Podbeskidzia Bielsko-Biała (22 mecze, głównie był rezerwowym - przyp. red.), wcześniej średni rok na tej samej zasadzie w Miedzi Legnica. Podczas pobytu w Jadze Mystkowski też nie mógł wywalczyć miejsca w podstawowym składzie. Najczęściej grywał "ogony" (średnia występów z lat 2014-17 to nieco ponad 24 minuty na mecz - przyp. red.), często dokuczały mu różne kontuzje.

Bez piłkarskich argumentów przyszłość Mystkowskiego jest niewiadomą. Kontrakt z klubem jest co prawda ważny do końca czerwca 2021 roku, ale w przyszłym sezonie nie będzie już "młodzieżowcem". Kibice mają jednak nadzieję, że w końcu mu się uda i nie podzieli losu Karola Mackiewicza, Jana Pawłowskiego czy Adama Radeckiego, czyli innych wychowanków, którym w ostatnich latach wróżono duże kariery, ale z różnych powodów nie udało im się ich zrobić. A trzymają kciuki tym mocniej, że to jedyny białostoczanin, jaki obecnie grywa w pierwszym zespole Jagi.

Czytaj także: Bogdan Tiru przełamał ponad 400 minut niemocy Jagiellonii

Komentarze (2)
avatar
Robertus Kolakowski
3.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Po 2021 sprzedadza go do Legii ;) 
avatar
-M-
3.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Supertalent i Jagiellonia... buhihihihiih