Trudno tu mówić nawet o różnicy klas. Piłkarze Legii już z szatni wybiegli na boisko sprintem i zatrzymali się dopiero półtorej godziny później, podobno piłkę kopali nawet w korytarzu w przerwie. Goście największą prędkość rozwinęli najwidoczniej w drodze do Warszawy. Później, tak jak ich autokar, czekali już na powrót do Białegostoku.
Pierwsze akcje Legii dały odczuć, że nie będzie to mecz, o którym zdecyduje jeden gol, tylko spotkanie do jednej bramki. Minęło kilkanaście sekund i ostro dośrodkował Paweł Wszołek. Jose Kante nie zdążył. Później uderzył Novikovas, ale obrońca gości zablokował. To nie mogło trwać w nieskończoność. Po kilku minutach Marko Vesović biegł w kierunku "Żylety" z rozłożonymi rękoma. Strzelił zza pola karnego, piłka odbiła się jeszcze od nogi jednego z graczy gości i wpadła do bramki.
Wyróżniał się Novikovas. Kibice Legii cały czas czekają, aż "odpali", w Jagiellonii był gwiazdą, w Warszawie ciągle szuka dawnego blasku. Opowiadał, że uczy się nowego stylu drużyny, gry podaniami, a nie z kontry. Widać, że jest coraz bliżej przełomu. Koszulki byłego klubu musiały przypomnieć mu stare dobre czasy, bo Novikovas był wszędzie. Atakował z lewej, prawej strony. Podawał w tempo, kreował grę, groźnie strzelał. I asystował przy golu na 2:0.
ZOBACZ WIDEO: Rzeźniczak przesadził z tweetem o Lechu Poznań. "Przeprosiłem, bo ten wpis był nie na miejscu. Czasem trzeba ugryźć się w język"
Dośrodkował w pole karne na głowę Jose Kante, a napastnik gospodarzy podtrzymał serię meczów z bramką.
Po tym trafieniu Legii grało się jeszcze łatwiej. Karbownik rozpędzał się na skrzydle, Luquinhas szarżował, a goście, jak ten autokar, stali w tym samym miejscu. Mogli nieoczekiwanie nawiązać walkę, Igor Lewczuk stracił piłkę pod polem karnym i zrobiło się niebezpiecznie, ale akcję Jagiellonii przerwał zaraz inny legionista.
Cała sala śpiewała dla Sławomira Peszki. Z Kamilem Grosickim zadebiutowali w filmie "Bad Boy"
Po przerwie pokazał się Juan Camara. Rezerwowy zawodnik gości w końcu zmusił Radosława Majeckiego do wysiłku. Bramkarz gospodarzy zachował się jednak tak, jakby od początku meczu miał mnóstwo roboty. Wyczekał rywala i odbił piłkę do boku, w 50 minucie w końcu ktoś zaprosił go do gry.
Kilka minut po tej akcji mecz "zabił" Kante. W polu bramkowym Jagiellonii zrobił się spory "kocioł", w pewnym momencie trudno było zobaczyć piłkę, ale w tej nożnej przepychance najbardziej zdecydowany był Gwinejczyk, który leżąc wepchnął ją do bramki. Kante ma już dziesięć goli w lidze, tak skuteczny nie był od trzech lat i czasów Wisły Płock. Zmienił go Tomas Pekhart i w debiucie strzelił gola kończąc akcję uderzeniem z bliskiej odległości.
Adrian Mrowiec: W RB Lipsk miałem kontrakt życia
Legia - Jagiellonia 4:0 (2:0)
1:0 - Marko Vesović 7'
2:0 - Jose Kante 30'
3:0 - Jose Kante 57'
4:0 - Tomas Pekhart 90'
Legia: Radosław Majecki - Marko Vesović, Mateusz Wieteska, Igor Lewczuk (76. William Remy), Michał Karbownik - Walerian Gwilia, Domagoj Antolić, Luquinhas, Paweł Wszołek (89. Mateusz Praszelik), Arvydas Novikovas - Jose Kante (73. Tomas Pekhart).
Jagiellonia: Dejan Iliev - Andrej Kadlec, Ivan Runje, Bogdan Tiru, Bodvar Bodvarsson, Taras Romanczuk - Tomas Prikryl (46. Ariel Borysiuk), Martin Pospisil, Jesus Imaz, Bartłomiej Wdowik (46. Przemysław Mystkowski) - Jakov Puljić (46. Juan Camara).
Żółte kartki: Puljić, Tiru (Jagiellonia)
Sędzia: Mariusz Złotek (Stalowa Wola)
Widzów: 21 340