Była 54. minuta meczu, Polacy prowadzili z Izraelczykami 1:0 i mieli rzut rożny. Z niego dośrodkował Piotr Zieliński, a piłkę w stronę bramki strącił Krystian Bielik. Ta uderzyła w słupek, po czym instynktownie odbił ją Ofir Marciano. Po chwili chciał złapać, ale już był bez szans. Dopadł do niej bowiem Krzysztof Piątek i pewnie umieścił w siatce. - Wiedziałem, że może gdzieś tam spaść, dlatego poszedłem za nią - cieszył się później główny bohater akcji przed kamerą "Polsatu Sport".
Czytaj także: Ogrom okazji, 2 gole - relacja z Jerozolimy
Sprint w kierunku narożnika boiska, ślizg na kolanach i specyficzne ruchy rękami na wzór wystrzałów pistoletów. Do takiej celebracji swoich trafień przyzwyczaił nas 24-latek, ale tym razem zachował się inaczej. Pominął ostatnią część, tak samo jak podczas czerwcowego spotkania obu drużyn w Warszawie (4:0).
Piątek zapowiedział jeszcze przed meczem, że specyficznej cieszynki nie będzie ze względu na szacunek. Kilka dni temu w Izraelu rozległy się syreny alarmowe po ostrzale rakietowym z terytorium Strefy Gazy. Imitowanie pistoletów na stadionie w Jerozolimie mogłoby więc mieć jedynie negatywny oddźwięk, o czym doskonale wiedział i dlatego zachował się z klasą.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnica wielkiej formy Roberta Lewandowskiego. "Mam najlepsze wyniki fizyczne w życiu"
Podczas samej gry Izraelczycy nie mogli już liczyć na taryfę ulgową ze strony napastnika Milanu. Obecny sezon nie jest dla niego łatwy, za słabe liczby w klubie spada na niego fala krytyki. Pod nieobecność w podstawowym składzie Roberta Lewandowskiego dostał więc doskonałą szansę pokazania, że zbyt szybko stawia się na nim krzyżyk. I robił wiele, by ją wykorzystać.
Piątek przez 70 minut swojej gry miał 3 dobre okazje do zdobycia bramki. Dwukrotnie los mógł się do niego uśmiechnąć w pierwszej połowie, ale najpierw jego strzał został zablokowany, a kilka minut później sam nie trafił w piłkę po złym zagraniu obrońcy do bramkarza (ostatecznie ten ją złapał i skończyło się rzutem wolnym pośrednim z pola karnego - przyp. red.). W drugiej części z prezentu już skorzystał. - Najważniejsze, że jest ten instynkt. Potrzebowałem tego. Czasami jesteś trochę na dole, potem wracasz na górę. Czekam więc na mecz we wtorek i potem powrót od klubu - nie krył w dalszej części wyżej przytoczonej wypowiedzi.
Polak przełamał się po niemal miesiącu bez trafienia. Jego fani mają nadzieję, że to początek lepszego czasu.