Totolotek Puchar Polski. Widzew - Śląsk. Wrocławscy rezerwowi nie wykorzystali szansy. "Brakowało zadziorności"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: mecz Widzewa ze Śląskiem. Walka o piłkę
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: mecz Widzewa ze Śląskiem. Walka o piłkę

Ze zwieszonymi głowami schodzili z boiska Stadionu Miejskiego w Łodzi piłkarze Śląska Wrocław, którzy w 1/32 finału Totolotek Pucharu Polski przegrali 0:2 z Widzewem. - Oczekiwaliśmy od siebie więcej - przyznał prawy obrońca Mateusz Hołownia.

Szansę na pokazanie się w większym wymiarze czasowym mieli zawodnicy, którzy dotąd więcej czasu meczowego spędzili na ławce rezerwowych niż na boisku. W tej grupie znalazł się napastnik Filip Marković, który po raz pierwszy w tym sezonie rozpoczął spotkanie w wyjściowej jedenastce.

Czytaj również: Kibice Śląska przerwali mecz w Łodzi

- Żałuję, że w moim premierowym meczu w pierwszym składzie przegraliśmy. Byłem gotowy na grę całe 90 minut, choć nie spodziewałem się, że dogram spotkanie do końca. Cieszę się, ze zagrałem po długiej przerwie całe spotkanie, ale wiem też, co ten mecz znaczył dla naszych kibiców. Strasznie szkoda, że nie udało nam się dla nich wygrać. Czasem w piłce przegrywa, ale tego dnia powinniśmy jednak zwyciężyć - uważa Serb.

Takich zawodników, jak on było na boisku w Łodzi we wtorek więcej. Nadal jednak 27-letni piłkarz jest zdania, że to Śląsk zawiódł w tym spotkaniu.

ZOBACZ WIDEO: Kolejny słaby mecz Krzysztofa Piątka. "To nie jest wina Piątka. Jest ofiarą Milanu. Brakuje im wizji".

- Nie sądzę, że zmiany w składzie spowodowały słabszą grę. Na boisku byli dobrzy zawodnicy, a codziennie przecież ze sobą trenujemy. Może tym razem był gorszy dzień i zabrakło nam koncentracji? W meczach pucharowych zdarzają się niespodzianki na całym świecie. Nam pozostaje podnieść się i walczyć dalej w lidze - skomentował Marković.

Sprawdź też: Korona Kielce - Zagłębie Lubin: pierwszy triumf Seveli, Smyła nadal bez wygranej

- Szkoda tej porażki. Zwłaszcza że jako rezerwowi dostaliśmy tym razem szansę gry w pierwszym składzie, którą chcieliśmy wykorzystać. Wyszliśmy na boisko zmotywowani, a tymczasem nie udało nam się strzelić nawet jednego gola. Przerywamy 0:2 i chyba trzeba przyznać, że zasłużenie. Oczekiwaliśmy od siebie więcej. Nasze akcje ofensywne powinny inaczej wyglądać, brakowało nam trochę zadziorności - wyliczał Mateusz Hołownia.

Także w ataku, choć nie brakowało okazji, zastrzeżenia można mieć do skuteczności zawodników WKS-u.

- Nie pokazaliśmy naszej siły ofensywnej, a Widzew nas przy tym kontrował. Musimy to przeanalizować i w piątek w starciu z Koroną Kielce pokazać się z dużo lepszej strony w ekstraklasie. Nie uważam, że przegraliśmy przez brak zrozumienia. Znamy się przecież bardzo dobrze, trenujemy ze sobą na co dzień i wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. To nie jest wytłumaczenie, bo po prostu nie powinniśmy tego meczu przegrać - uważa prawy obrońca Śląsk Wrocław.

Wojskowi muszą szybko zapomnieć o tej porażce, by z "czystymi głowami" przystąpić w piątek do kolejnej gilowej batalii. Tym razem z Koroną Kielce.

Źródło artykułu: