Dariusz Tuzimek: Niemedialny Waldek King (felieton)

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Waldemar Fornalik
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Waldemar Fornalik

Wymyślano na niego pseudonimy "Smutny Waldemar" czy "pan WF", co miało być żartem z inicjałów. Krzywdzące to było i dopiero mistrzostwo Polski zaczęło trochę poprawiać ten wykoślawiony wizerunek.

- Zawodnicy wykreowali się swoją pracą, nawzajem sobie pomogli. My jako sztab byliśmy tymi, którzy im zaproponowali pewien rodzaj pracy - mówił po zdobyciu mistrzostwa Polski przez Piasta Gliwice Waldemar Fornalik. Ta krótka wypowiedź jest najlepszym dowodem na tę legendarną skromność trenera, który podkreśla, że to jest sukces piłkarzy, i mówi w liczbie mnogiej ("my", czyli cały sztab), jakby ta pojedyncza nie chciała mu przejść przez gardło.

Co do tej skromności, to jest ona nie tylko legendarna, ale też autentyczna. Nie ma w niej zagrania pod publiczkę, udawania przed kamerami czy grania powściągliwości. W tym miejscu, gdzie innym trenerom - często o mniejszych dokonaniach - odkręca się kran z własną wielkością, Fornalik mówi: "Niech inni mnie oceniają". Niestety, prostolinijna wiara trenera, że ocenią go uczciwie, ociera się o - przepraszam, że to piszę - naiwność.

To tak nie działa. Media chcą mieć show, coś musi się dziać, trener musi umieć się pochwalić, nawet jakąś duperelą, która sprawi, że dziennikarz otworzy ze zdumienia buzię i tak mu już zostanie. Na przykład, że szkoleniowiec nagrywa treningi swojej drużyny przy pomocy drona. I wystarczy. A Fornalik nie jest szołmenem, nie kituje, nie "nawija makaronu na uszy". Mówi niepopularną prawdę, że do sukcesu prowadzi tylko praca i nie ma drogi na skróty. I nie sprzedaje szczegółów własnego warsztatu. Nudne, co?

ZOBACZ WIDEO Waldemar Fornalik chwali zawodników Piasta. "Wykreowali się przez swoją ciężką pracę!"

Czytaj również -> Fornalik: Nie mówiliśmy o mistrzostwie

Fornalik nie uwikłał się nigdy w żadne układy z mediami, które dzisiaj aż przebierają nogami, czekając w pełnej gotowości na chętnych do zakulisowej współpracy, sprzedawania newsów, przecieków kontrolowanych itd. Trener nowych mistrzów Polski nie "przysposobił" sobie własnych dziennikarzy, gotowych do manipulacji i bronienia patrona w każdej sytuacji. Fornalik jest dla wszystkich dziennikarzy uprzejmy, ale pewnej granicy nigdy nie przekracza. Nadal wierzy, że broni go jego praca.

Ale mimo dobrej roboty nieraz zebrał po głowie. Długo lansowana teza, że jest "za mały na wielkie kluby", jest tak głupia, że aż wstyd ją powtarzać. Ale powtarzano. Choć to wynik tego, że część mediów podjęła głupią narrację, w której - po niezakwalifikowaniu się reprezentacji prowadzonej przez Fornalika do mistrzostw świata 2014 - wymyślano na niego pseudonimy "Smutny Waldemar" czy "pan WF", co miało być żartem z inicjałów trenera. Krzywdzące to było i dopiero mistrzostwo Polski zdobyte z Piastem zaczęło trochę poprawiać ten wykoślawiony przez media wizerunek. Sukces pokazał światu faceta sympatycznego, uśmiechniętego, skorego do żartów i jeszcze znającego się na robocie.

Swego czasu, gdy pracowałem jeszcze w ITI, mieliśmy jakąś naradę z prezesem Mariuszem Walterem, do którego należała wtedy Legia. Oprócz rozmów o telewizji tematy schodziły często na futbol. Pan prezes lubił wypuścić jakąś sondę, żeby dowiedzieć się, co inni myślą na dany temat. Tamtego dnia zapytał kilkuosobowe grono współpracowników, co sądzą o... Fornaliku. Legii chyba wtedy nie szło i prezes Walter rozglądał się za nowym trenerem. Sondował rynek. Ktoś wtedy wyrwał się ze śmiałą, ale nieprzemyślaną opinią: - Taki lokalny, śląski trener - wypalił. I już po chwili wiedział, że walnął przed szefem wielką gafę. Mina Mariusza Waltera dużo mówiła. Prezes, który nie tracił opanowania, wypowiedział powoli, ale dobitnie: - No i co z tego, że śląski? To jakieś obciążenie? Ja też jestem ze Śląska... - wycedził.

Czytaj również -> Piast Gliwice drugim najsłabszym mistrzem w Europie

Szkoda, że tamta rozmowa nie skończyła się niczym konkretnym, bo Fornalik nie dostał propozycji z Łazienkowskiej i dzisiaj - trochę jak zarzut - powtarza się tezę, że nie dostał propozycji od Legii czy Lecha Poznań. Tamta rozmowa w gabinecie prezesa Waltera pokazuje, że na pewno Fornalik był w tej roli poważnie rozważany.

Cieszy mnie, że teraz trener mistrzów Polski ma czas pochwał. Bo jemu o nie zawsze było trudniej od innych. On już się nie zmieni. Nie będzie pajacował, zabiegał o dobry PR, wykorzystywał sukcesu i pozycji, by się przypodobać mediom. Nie robił tego nawet, gdy był selekcjonerem reprezentacji Polski. Gdy prowadził kadrę miałem do niego sprawę, chciałem się spotkać na chwilę, ale on uprzedził, że na zgrupowaniu w Warszawie będzie zajęty, bez swobodnej chwili na dłuższą rozmowę. Ale zaproponował, że zanim się zacznie zgrupowanie, mogę go odebrać z Dworca Zachodniego w Warszawie, gdzie przyjeżdżał wraz ze swym asystentem Markiem Wleciałowskim. Czekałem więc na trenerów, ale umówiliśmy się nie na peronie, a na końcu długiego podziemnego tunelu, przy Alejach Jerozolimskich.

Trenerzy wysiedli z pociągu, z wielkimi torbami podróżnymi i przez nikogo nie zaczepiani przeszli dobre kilkaset metrów do mojego samochodu. Bez żadnego nadęcia, szpanu, eksponowania, że to idą trenerzy samej reprezentacji Polski. Nikt ich, poza mną, nawet nie rozpoznał. Ot skromnych dwóch facetów z torbami przemknęło przez dworzec. A było to przecież po epoce Franciszka Smudy, który w pewnym momencie "wylewał" się już z telewizora, grał w reklamach, "wisiał" na billboardach, czy poprzedniego selekcjonera Leo Beenhakkera, który w reklamach wyglądał jak Ronald Reagan w westernach, wydawało się, że grał w tym od zawsze.

Fornalik nie reklamował niczego, co w sumie dziwne, bo przecież takie wartości jak skromność, pracowitość i dobra robota powinny się dobrze sprzedawać. Ale rzadko sprzedają się same. Trzeba o to zabiegać, nadskakiwać, robić wpisy na Twitterze, sprzedawać swoją prywatność. To nie dla Fornalika. Nie dlatego dostał miano "Waldek King".

Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl

Źródło artykułu: