Bodvar Bodvarsson: Ważne, aby nie tracić wiary

Newspix / KAMIL SWIRYDOWICZ / CYFRASPORT  / Na zdjęciu: Bodvar Bodvarsson
Newspix / KAMIL SWIRYDOWICZ / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Bodvar Bodvarsson

- Jak chce się spełniać marzenia, to potrzeba wyrzeczeń - mówi WP SportoweFakty Bodvar Bodvarsson. - Ważne, aby stawiać sobie wyzwania i później motywować siebie oraz nie tracić wiary, gdy sprawy nie idą po twojej myśli - dodaje.

Kuba Cimoszko, WP SportoweFakty: Trudnego rywala ma pan na lewej obronie Jagiellonii.

Bodvar Bodvarsson, obrońca Jagiellonii Białystok: Ale nie traktuję "Gui" (Guilherme Sitya - przyp. red.) w ten sposób. Nie liczy się czy gramy razem, czy jeden z nas siada na ławce rezerwowych. On jest bowiem doskonały nie tylko na boisku, ale też i poza nim. Od przyjazdu tutaj uważam go za dobrego przyjaciela, zawsze jest gotów do pomocy. Rozwijam się także dzięki niemu.

Długo czekał pan na okazję do regularnej gry. Domyślam się, że momentami musiało być ciężko.

Oczywiście. Jeśli się nie gra, to wiadomo, że jest trudno, ponieważ w przypadku piłkarza jest to coś, co chce się robić najbardziej. Ale ja zachowywałem spokój, ciężko pracowałem i czekałem na swoją szansę. Było warto - teraz już gram więcej i mogę się tylko cieszyć.

Tak jak kibice, wśród których stał się pan jednym z ulubionych piłkarzy.

Szczerze panu powiem, że staram się nie słuchać tego, co o mnie mówią, ani nie czytać tego, co piszą. Wie pan jak to jest w futbolu - dziś jesteś bohaterem, a za tydzień tym najgorszym. Niemniej jestem wdzięczny wszystkim ludziom za to wsparcie.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Dla kogo Puchar Polski? "Zazdroszczę im otoczki PGE Narodowego"

Bodvarsson 1,5 roku temu i dziś to inny piłkarz?

Na pewno zaliczyłem progres. Wiele dały mi treningi i gra na wyższym poziomie niż w rodzimej lidze. Myślę, że największy skok jest w grze defensywnej.

Czyli transferu do Lotto Ekstraklasy pan nie żałuje?

W żadnym wypadku. Liga jest bardzo wymagająca fizycznie, a piłkarze mają dobrą jakość. Uważam, że jest to dla mnie idealne miejsce do rozwoju, a ponadto dobra odskocznia do drużyny narodowej, w której gra jest moim marzeniem.

W styczniu miał pan okazję założyć koszulkę reprezentacji Islandii.

Tak, zagrałem 90 minut w meczu towarzyskim przeciwko Szwecji (2:2). W pierwszej połowie myślę, że wypadłem nieźle, ale w drugiej trochę słabiej. Zobaczymy co będzie dalej - selekcjoner powiedział, że będzie oglądał moje mecze w klubie.

Czyli jesteście w kontakcie?

Nie, nie rozmawialiśmy od tamtej pory. Ale wiem, że sztab szkoleniowy śledzi moje występy tak samo, jak w przypadku innych graczy. Wie pan, jesteśmy małym krajem, więc nie mamy 30-40 graczy rywalizujących o jedno miejsce w zespole, tak jak tutaj w Polsce, więc zdaje sobie sprawę, że moje szanse na grę istnieją. Potrzeba tylko prezentować dobrą formę w Jagiellonii.

Czytaj także: Bodvarsson jedynym chwalonym za grę przeciwko Koronie

Głównym celem jest występ na Euro 2020?

Jasne, podobnie jak dla wielu innych graczy na Islandii. Ważne jest, aby stawiać sobie takie wyzwania i później motywować siebie oraz nie tracić wiary, gdy sprawy nie idą po twojej myśli.

Ale jedne mistrzostwa Europy już pan ma za sobą.

No tak, w 2016 roku. Mój ówczesny zespół - FH - dał piłkarzom 3 dni wolnego pomiędzy meczami, więc poleciałem do Nicei, aby z trybun zobaczyć, jak nasi reprezentanci ogrywają Anglię. Było świetnie, nie zmieniło tego nawet karne bieganie za małe spóźnienie podczas powrotu.

Szczególnie, że to nic w porównaniu z bieganiem w śniegu po kolana kilkanaście lat wcześniej.

Rzeczywiście, kiedyś tak się zdarzało. Przez kilka lat ćwiczyliśmy tylko na otwartym boisku, niezależnie od warunków. Na szczęście to już przeszłość, bo obecnie mamy kryte boiska treningowe i możemy w nich trenować cały rok niezależnie od temperatury czy pogody.

Na Islandii futbol długo przegrywał z piłką ręczną. Nigdy nie marzył pan o karierze szczypiornisty?

W moim przypadku futbol zawsze był na pierwszym miejscu. Zacząłem go trenować, kiedy miałem 3 lata. Jeśli chodzi zaś o piłkę ręczną, to moja przygoda z nią była bardzo krótka - jako dziecko byłem na dwóch treningach i na tym się skończyło.

Trudno było panu na początku pobytu w Polsce?

Nie. I to mówię w stu procentach szczerze. Jak chce się spełniać marzenia, to potrzeba wyrzeczeń. Tu jednak miałem o tyle łatwiej, że klub otoczył mnie opieką, ponadto szybko odnalazłem się w zespole, zaprzyjaźniłem się z resztą. Jestem bardzo wdzięczny dla wszystkich ludzi w Jagiellonii za wsparcie, jakiego mi udzielali. Jeśli czegoś brakuje mi z Islandii, to oczywiście są to moi przyjaciele i rodzina, ale na przykład już za pogodą na pewno nie tęsknię.

Sporo jest jeszcze różnic między Polską i Islandią?

Oczywiście języki, one są naprawdę trudne dla obu stron. Poza tym hmmm... Nie widzę zbyt wiele, znacznie łatwiej wskazać podobieństwa. Mieszkańcy obu krajów są dumni ze swego pochodzenia, ludzi wyróżnia pracowitość i są mili w stosunku do siebie.

Czytaj także: Kiszone mięso rekina i foki - Bodvarsson o Bożym Narodzeniu na Islandii

Przed panem finał Pucharu Polski i szansa na pierwsze trofeum w Jagiellonii.

Tak i wiem, że to będzie szczególny mecz. Czujemy jego rangę, każdy z nas nie może się go doczekać i marzy, by wziąć w nim udział.

Na trybunach ma się pojawić niemal 50 tysięcy widzów. To presja czy dodatkowa motywacja?

Przyznaję, że ja osobiście jestem bardzo podekscytowany. Dotychczas największa publiczność przy jakiej grałem to około 30 tysięcy osób i powiem krótko - taka atmosfera bardzo mi odpowiada.

Więcej szans daje się Lechii Gdańsk.

Oczywiście rywal jest mocny, wyżej notowany od nas i wiemy, że to będzie naprawdę trudne spotkanie, ale... Kiedyś przegrałem finał Pucharu Islandii przeciwko drużynie, która była o 7 miejsc niżej w lidze niż my. To najlepiej pokazuje, że w futbolu wszystko może się zdarzyć, a tabele nic nie znaczą. Dlatego wierzę, że jeśli tylko włożymy wystarczająco dużo serca i będziemy ciężko pracować jako zespół, to możemy wygrać.

Komentarze (0)