Paweł Kapusta: Sa Pinto i jego życie na wojnie (komentarz)

Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto
Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto

Dawno w polskiej lidze nie było kogoś bardziej antypatycznego niż Ricardo Sa Pinto. Legii, jak każdemu klubowi, życzę dobrych wyników, pięknych meczów oraz sukcesów na arenie międzynarodowej. Ale przede wszystkim trenera godnego tego miejsca.

Trwa medialna naparzanka Ricardo Sa Pinto z całym światem. Była już jego wojna zaczepna z sędziami, systemem VAR, murawą oraz trenerem Probierzem. Tym razem w kierunku portugalskiego trenera zdecydował się wystrzelić były piłkarz Legii Krzysztof Mączyński, który szkoleniowca nazwał tchórzem bez szacunku dla pracowników klubu i opisał okoliczności swojej wyprowadzki z Łazienkowskiej.

Po meczu z Miedzią Legnica (2:0) dziennikarze poprosili, by trener odniósł się do słów reprezentanta Polski. - Mączyński jest niespełna rozumu - wypalił Portugalczyk. Wygłosił długą tyradę, po czym zaznaczył, że nie ma ochoty więcej rozmawiać o tym człowieku. W eter poszły mocne słowa oraz obrazki gościa unoszącego się w nerwach ponad salą konferencyjną i bijącego pięścią w stół. Show trwa.

Wiadomo, trener to nie jest wielkanocny zając z mlecznej czekolady, by wszyscy go lubili. Nie jest od zapewniania piłkarzom cieplarnianych warunków, głaskania po głowach i lania im po treningu na mrozie ciepłego rosołu w blaszane garnuszki. Trener jest od robienia z zespołem dobrych wyników. Budowania drużyny i realizowania z nią sportowych celów. Te można realizować na wiele sposobów. Style pracy bywają skrajnie różne. Czasem można samą marchewką. Częściej - kijem i marchewką. Sa Pinto obrał ten z pogranicza dyktatury i zamordyzmu.

ZOBACZ WIDEO Mecz Lech - Legia. "Tego spotkania nie dało się oglądać"

Można się tylko domyślać, co kierowało Dariuszem Mioduskim, gdy decydował się zatrudnić człowieka od lat znanego jako raptus skłócony z całym światem. Na dodatek trenera, który jeszcze nigdy, w żadnym klubie, nie przepracował dłużej niż rok. Chodziło zapewne o to, by w momencie największej zapaści i degrengolady ściągnąć do szatni człowieka z dużym nazwiskiem i jeszcze większym ego. Ryzyko zostało podjęte.

Sa Pinto zapewnił kibicom to, o czym marzyli od momentu, gdy ich drużyna kompromitowała się w kolejnych meczach w europejskich pucharach. Dał twardą rękę. Miał chwycić "piłkarzyków" za mordy i szurać nimi o żużel za każdym razem, gdy ktoś odważy się pisnąć i narzekać na swój los. Kibicom, szczególnie tym najbardziej poturbowanym kompromitującymi wynikami, takie podejście się podoba. Lubią patrzeć, jak - niejako za karę - piłkarzy tresuje człowiek zerkający na wszystkich jedynie z góry.

Trudno przesądzać, kto w medialnym starciu Sa Pinto - Mączyński ma rację. Piłkarzowi można zarzucać, że przecież miał w Legii takie mecze, po których ze wstydu powinien się zapaść pod ziemię. Z drugiej jednak strony powiedział na głos to, o czym w klubie - zarówno wśród szeregowych pracowników, jak i piłkarzy - szepcze się od długiego czasu. Że Sa Pinto o szacunku potrafi tylko mówić. Że przy Łazienkowskiej spełniono jego wszystkie zachcianki, a i tak wszyscy wokół wciąż mają wrażenie, że Portugalczyk na ludzi patrzy jak na lokatorów drewnianych chatek. Obrał taki sposób zarządzania zespołem i współpracy z otoczeniem, że na koniec sezonu obroni go tylko sukces. A z taką grą, jak na początku wiosny (nie włączając w to meczu z Miedzią Legnica - szanujmy się), będzie to po prostu nierealne.

Źródło artykułu: