Wielkie emocje w Poznaniu! Lech przegrał z KGHM Zagłębiem Lubin po samobójczym golu!

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Pedro Tiba (z lewej) i Bartosz Slisz (z prawej)
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: Pedro Tiba (z lewej) i Bartosz Slisz (z prawej)

Tak ciekawego widowiska w Poznaniu nie było już dawno, ale Lech nie ma się z czego cieszyć. Gospodarze przegrali z KGHM Zagłębiem Lubin 1:2, tracąc samobójczego gola w doliczonym czasie!

Mimo niewielkiej aktywności Kolejorza na zimowym rynku transferowym, kibice w stolicy Wielkopolski po cichu liczyli, że Adam Nawałka wzniesie ich zespół na wyższym poziom - zwłaszcza po przepracowaniu z nim pełnego okresu przygotowawczego. Początek mógł ich jednak rozczarować, bo aktywniejsi w ofensywie byli Miedziowi. Konkretów wprawdzie zabrakło, ale momentami pod bramką Jasmina Buricia robiło się gorąco.

Na ataki ze strony Lecha trzeba było nieco poczekać, lecz także poznaniacy mieli swoje szanse, choć głównie po stałych fragmentach. Dwukrotnie bliski szczęścia był Vernon De Marco, po którego główkach piłka mijała bramkę w niewielkiej odległości. Argentyńczyk pojawił się w podstawowym składzie dość niespodziewanie. W końcówce jesieni występował w III-ligowych rezerwach i mało kto zakładał, że w okresie przygotowawczym będzie w stanie odbudować swoją pozycję. Zrobił to jednak i sprawił, że w piątek tylko na ławce rezerwowych zasiadł Wołodymyr Kostewycz.

Wszyscy natomiast spodziewali się występu Macieja Makuszewskiego i reprezentant Polski miał w 38. minucie wręcz wymarzoną okazję na gola. Znów nieźle pokazał się De Marco, który zacentrował z lewej strony boiska, ale skrzydłowy Kolejorza chybił z kilku metrów na niemal pustą bramkę.

ZOBACZ WIDEO Michael Ballack dla WP SportoweFakty: Lewandowski problemem? To były mocne słowa

Mimo wszystko jednak bardziej żałować mogli lubinianie, bo w końcówce pierwszej połowy z jeszcze bliższej odległości po rzucie rożnym spudłował Patryk Tuszyński, po zmianie stron natomiast fatalnie przestrzelił Bartłomiej Pawłowski, który musząc tylko wykonać egzekucję, trafił w poprzeczkę.

Ta indolencja była dla lubinian brzemienna w skutkach, bo niedługo później przegrywali 0:1 i to w okresie, w którym Lech zbyt mocno im nie zagrażał. Kąśliwie z dystansu uderzył Pedro Tiba i kluczowy w tej akcji był łut szczęścia. Piłka odbiła się bowiem od słupka, następnie od pleców leżącego na boisku Konrada Forenca, co znacznie ułatwiło zadanie Christianowi Gytkjaerowi. Duńczyk natychmiast dobiegł i dopełnił formalności.

Podopieczni Adama Nawałki prowadzili, jednak nie mogli być spokojni, bo ich defensywa była dziurawa jak szwajcarski ser. Ostrzeżeniem był już bardzo groźny strzał Pawłowskiego, który z trudem na słupek sparował Burić. W końcu - na kwadrans przed upływem regulaminowego czasu gry - fortuna się od Kolejorza odwróciła i Miedziowi wyrównali. To była kolejna świetna akcja bardzo aktywnego w tym meczu Pawłowskiego, który z łatwością zwiódł w polu karnym Nikolę Vujadinovicia i wyłożył piłkę Filipowi Starzyńskiemu. Doświadczony pomocnik stał na wprost bramki i zdobył gola, mimo że do końca próbował mu przeszkadzać Rafał Janicki.

->Miasto deklaruje budowę sztucznego oświetlenia i zadaszenia na stadionie Warty Poznań. Jest już list intencyjny

Poznaniacy stracili prowadzenie, a końcówka była w ich wykonaniu wręcz katastrofalna. Powinni przegrywać już w 86. minucie, gdy sędzia Tomasz Kwiatkowski po wideoweryfikacji podyktował dla KGHM Zagłębia rzut karny po bezmyślnym faulu Darko Jevticia na Pawłowskim. Tę szansę zmarnował Starzyński, którego uderzenie fenomenalnie obronił Burić.

Bośniak był zresztą jedynym jasnym punktem w defensywie Kolejorza, bo jego partnerzy z tylnej formacji kompletnie nie panowali nad tym co się działo w polu karnym. Sytuacje Miedziowych się mnożyły i w doliczonym czasie na ławce gości zapanowała euforia. To było zresztą idealne podsumowanie beznadziejnie spisującej się defensywy Lecha, gdyż gola samobójczą główką zdobył Vujadinović, który koszmarnie przeciął zgranie Macieja Dąbrowskiego po rzucie rożnym.

Wiosna ma być weryfikacją dla wielu zawodników poznańskiej drużyny i pierwszy akt tej weryfikacji - zwłaszcza dla obrońców - jest fatalny. Z tak dziurawymi tyłami walka o mistrzostwo Polski nie wchodzi w rachubę i nie zrekompensuje tego nawet poprawa z przodu. Sytuacji strzeleckich lechici stworzyli w piątek znacznie więcej niż w wielu meczach rundy jesiennej, tyle że nic im to nie dało.

Lech Poznań - KGHM Zagłębie Lubin 1:2 (0:0)
1:0 - Christian Gytkjaer 66'
1:1 - Filip Starzyński 75'
1:2 - Nikola Vujadinović (sam.) 90+3'

W 86. minucie Filip Starzyński (KGHM Zagłębie Lubin) nie wykorzystał rzutu karnego (Jasmin Burić obronił).

Składy:

Lech Poznań: Jasmin Burić - Rafał Janicki, Thomas Rogne, Nikola Vujadinović, Vernon De Marco, Maciej Makuszewski (83' Tymoteusz Klupś), Maciej Gajos, Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak (70' Darko Jevtić), Joao Amaral, Christian Gytkjaer (84' Timur Żamaletdinow).

KGHM Zagłębie Lubin: Konrad Forenc - Bartosz Kopacz, Lubomir Guldan, Damian Oko, Sasa Balić (84' Maciej Dąbrowski), Bartosz Slisz, Filip Jagiełło, Bartłomiej Pawłowski, Filip Starzyński, Damjan Bohar (90+2' Władisław Sirotow), Patryk Tuszyński (87' Jakub Mares).

Żółte kartki: Rafał Janicki (Lech Poznań) oraz Bartosz Kopacz, Bartosz Slisz (KGHM Zagłębie Lubin).

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).

Widzów: 12 719.

Źródło artykułu: