We Francji sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. I zaskakuje, o czym przekonał się Didier Quillot. W czwartek dyrektor generalny Ligue 1 mówił: - Jesteśmy nieco zmęczeni, nie chodzi tylko o opinię publiczną. Tydzień temu apelowaliśmy o spokój, bo sytuacja była bardzo napięta. Teraz myślę, że wszystko powinno wrócić do normy. Nie chcę komentować ruchu protestujących, ale chcę jako dyrektor generalny ligi, ale też jako obywatel, spokojnie zrobić zakupy na Boże Narodzenie w ten weekend.
Quillot się przeliczył. Przed tygodniem musiał przełożyć sześć meczów 17. kolejki. Kolejna seria spotkań również nie zostanie rozegrana tak, jak należy. Tym razem władze ligi zmieniły termin kolejnych pięciu spotkań. Nie była to łatwa decyzja: podjęto ją dopiero w piątek. To nie znaczy, że pozostałe pięć meczów 18. kolejki odbędzie się bez problemów. W przypadku aż czterech z nich zmieniono godzinę gry lub nawet dzień. Bez żadnych zmian i utrudnień przeprowadzono tylko piątkowy mecz między Stade de Reims a RC Strasbourg Alsace.
Na drugim planie
- Jest dużo ważniejszych rzeczy od piłki nożnej. Jesteśmy zawiedzeni, że nie możemy grać, ale musimy to zrozumieć w świetle tego, co dzieje się we Francji - przyznał przed tygodniem Patrick Vieira, aktualny trener OGC Nice. Byłemu pomocnikowi protesty również pomieszały szyki. Można domyślać się, że tygodniami zacierał ręce na konfrontację ze swoim dawnym przyjacielem z boiska, Thierrym Henrym. Obaj znają się z Arsenalu i reprezentacji Francji. Dziś Henry prowadzi AS Monaco, które w ramach 17. kolejki miało zmierzyć się z Niceą w Derbach Lazurowego Wybrzeża.
- Rozumiem rozczarowanie kibiców - dodał Wadim Wasiliew, wiceprezes AS Monaco. - Ale konieczne jest zaakceptowanie tych działań. To interwencja w bardzo szczególnych okolicznościach. To normalne, że piłka nożna staje się drugorzędna.
Henry'emu, w porównaniu do Vieiry, się poszczęściło. W ten weekend mecz jego ekipy z Olympique Lyon dojdzie do skutku. Nie to co domowe starcie Nicei z AS Saint-Etienne. Evence Richard, prefekt doliny Loary, nie miał dużego pola wyboru. Musiał podjąć odpowiednie kroki, żeby przypadkiem nie doprowadzić do katastrofy. - Do decyzji skłoniła mnie rosnąca atmosfera przemocy w Saint-Etienne. W sobotę mieliśmy dość gwałtowne wydarzenia wynikające z protestu Żółtych Kamizelek. A wcześniej setki uczniów spowodowało wiele zniszczeń w mieście - wyjaśnił urzędnik.
Protesty tzw. żółtych kamizelek zaczęły się już w listopadzie. To reakcja obywateli na przygotowywane przez rząd podwyżki cen paliwa i rosnące koszty życia. Wśród strajkujących większość stanowią osoby mieszkające poza dużymi miastami, które każdego dnia pokonują dziesiątki kilometrów autem do pracy. Ostatnio protesty przyjęły bardzo radykalną formę. A najwięcej dzieje się właśnie w weekendy. Przed tygodniem w starciach we wszystkich miastach ucierpiało łącznie ponad 130 osób. Na ulicach było ich ponad 120 tysięcy. Najgłośniej jest o tym, co dzieje się w Paryżu. Strajkujący ścierają się z policją m.in. na Polach Elizejskich.
Kamizelki na trybunach
Nie ma świętości. Po drodze protestujący zbezcześcili Łuk Triumfalny: pokryli go grafitti i uszkodzili część rzeźb. Żółtym kamizelkom udało się po części osiągnąć sukces. Premier Francji zawiesił na sześć miesięcy wprowadzenie podwyżek, które miały obowiązywać już od stycznia. To za mało. Teraz protestujący domagają się ustąpienia prezydenta, Emmanuela Macrona.
VIDEO: The Arc de Triomphe at the top of the Champs-Elysees in Paris reopens after being covered in graffiti and ransacked during anti-government protests pic.twitter.com/tttotwVMH8
— AFP news agency (@AFP) 13 grudnia 2018
Stąd decyzje władz o przełożeniu kolejnych meczów Ligue 1. Urzędnicy wolą skierować dodatkowe siły policji ze stadionów na ulice, by zapobiec coraz poważniejszym starciom. A i na trybunach nie brakowało charakterystycznie ubranych ludzi. - Stewardzi nie mają już monopolu na charakterystyczne żółte kamizelki. Wśród 7200 osób z największego stowarzyszenia kibiców Olympique Marsylia, około 1500 miało na sobie kamizelki - pisze L'Equipe w wydaniu z 8 grudnia. Dziennik przytoczył również, że żółte kamizelki były też widoczne na stadionie w Nicei na przełomie listopada i grudnia. - Grupy kibiców angażują się w protesty, by potępić niskie standardy życia i oddać hołd ofiarom zawalających się budynków na rue d'aubagne w Marsylii - czytamy.
Przekładanie kolejnych spotkań przysparza trenerów o ból głowy. Szczególne powody do niepokoju mają szkoleniowcy drużyn, które drugi tydzień z rzędu nie rozegrają swoich spotkań. Co niektórzy chcą iść śladem Michel Der Zakarian, który prowadzi Montpellier HSC i lukę zapełnić sparingiem. Po to, by utrzymać piłkarzy w rytmie meczowym.
Kolejny problem to terminy, w których zostaną rozegrane zaległe spotkania. Mecze z 17. kolejki przełożono na połowę stycznia, miesiąca, w którym zaplanowano już m.in. mecze Pucharu Francji i Pucharu Ligi. Swój termin już planują zmienić paryżanie. A to dlatego, że w tym czasie zaplanowali już wyjazd do Kataru. Paris Saint-Germain zamiast tego proponuje termin 13 lub 20 lutego. Dyrektor generalny Ligue 1 uspokaja i zapowiada przeprowadzenie rozmów w najbliższy poniedziałek.
ZOBACZ WIDEO Sebastian Szymański o ME U21: Mamy na tyle mocną drużynę, że możemy coś ugrać
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
dobra ze zlem ostateczny sąd
lepiej nawroc sie zanim obrocisz sie w proch ..''
.
,,płonie paryż płonie francja