Zobaczyli, że można inaczej. Dzieci ze szkółki piłkarskiej w obozie dla uchodźców pod Ramallah odwiedziły Polskę

Archiwum prywatne / Paweł Kapusta / Dziennikarz WP SportoweFakty Paweł Kapusta w towarzystwie młodych zawodników z Palestyny
Archiwum prywatne / Paweł Kapusta / Dziennikarz WP SportoweFakty Paweł Kapusta w towarzystwie młodych zawodników z Palestyny

Przyjechało ich 12. Siedli cicho na łóżkach w schronisku młodzieżowym na warszawskiej Agrykoli. Nagle wszyscy wstali i krzyknęli: "Dziękujemy!". Tak zaczęła się podróż po Polsce dzieci z Polsko-Palestyńskiej Akademii Piłki Nożnej spod Ramallah.

Najpierw był artykuł na łamach Wirtualnej Polski. Później, przez ponad rok, trwała walka o ściągnięcie dzieci do Polski. Ostatecznie w drugiej połowie października dzieciaki odwiedziły Warszawę i Kraków, a w Zakopanem wzięły udział w międzynarodowym turnieju piłkarskim "Pensjonaty API Cup".

Do strachu się przyzwyczaiłem

Napisać, że grupka chłopców z Palestyny w pierwszych godzinach pobytu w Polsce była zagubiona i przytłoczona, to jak nie napisać nic. Nigdy przedtem nie ruszyli się poza Zachodni Brzeg Jordanu, nigdy nie opuścili Palestyny. Te same widoki, te same przyzwyczajenia, brak możliwości obcowania z inną kulturą. Aż nagle ruszyli w podróż na kilka tysięcy kilometrów, by zobaczyć inny świat.

Po wylądowaniu w Warszawie dziwiło ich i ciekawiło wszystko. Pogoda, bo przecież w Palestynie pięć stopni Celsjusza i zacinający deszcz to anomalia. Zamek w Łazienkach. Staw z tnącą taflę wody kaczką. U nich takich nie ma - ani stawów, ani kaczek. Dalej: drzewa z kolorowymi, jesiennymi liśćmi. U nich nie ma, nie widzieli. Później: autobusy komunikacji miejskiej. Że z numerami, że zatrzymujące się na wyznaczonych przystankach, że według rozkładu. U nich nie ma numerów, rozkładów, takich przystanków. Niedługo przed pierwszym treningiem w Warszawie nad Agrykolą dość nisko przeleciały z kolei dwa myśliwce, robiąc sporo hałasu. Nawet nie zwrócili uwagi. U nich są, widzieli.

- To, co mi się najbardziej rzuciło w oczy po przyjeździe do Polski, to że nikt się do nas nie przyczepia. Możemy się przemieszczać, nikt nas nie zatrzymuje, nawet nie zwraca na nas uwagi. U nas w domu jest inaczej, są ciągłe kontrole. Życie jest inne. Palestyna wciąż jest pod okupacją, co jakiś czas mają miejsce interwencje izraelskiego wojska. Są aresztowania i słychać strzały. Ostatnio w miniony piątek - opowiada nam Mohammad Ass’ad, dwunastolatek z ósmej klasy podstawówki.

- Czujesz czasem strach? - pytam.

- Czuję, ale to codzienność. Do strachu się przyzwyczailiśmy.

Każdy z tych chłopców ma swoją historię. Każdego - w mniejszym bądź większym stopniu - doświadczyła tamta rzeczywistość. Widzieli śmierć, obcowali z nią osobiście na ulicach albo w telewizji. Przemoc leje się tam zewsząd, jak żar leje się z nieba. - Najciężej jest, gdy przechodzi się przez checkpoint. Żołnierze są dla nas bardzo niemili, krzyczą. Wojsko często wchodzi też do obozu. Ostatnio pobili na przykład mojego wujka - opowiada nam kolejny chłopiec, Waleed Abualia.

Kto tego nie doświadczył, nie zobaczył na własne oczy, temu trudno zrozumieć, jak bardzo ważnym wydarzeniem w życiu tych chłopców był przyjazd na tydzień do Polski. - Przez panującą w Palestynie sytuację ci chłopcy są pozbawieni dzieciństwa. Trudno znaleźć rodzinę, w której ktoś nie zginął. Przemoc jest wszechobecna, wpływa na wszystkich. Sport jest więc znakomitą odskocznią. Z kolei taki wyjazd pozwala im zobaczyć, że można żyć inaczej. Polska jest bardzo zorganizowanym krajem, to ważne, żeby im to pokazać - mówi nam Nidal Abbas, opiekun i człowiek instytucja w Akademii.

Opowiada, że specyficzne warunki życia widać także przez pryzmat sportu. Przed wylotem do Polski szkółka chciała zorganizować dzieciakom obóz 70 kilometrów od domu. Żeby zobaczyły, jak to jest wyjechać bez rodziców. - Izraelska armia zarządziła jednak manewry wojskowe i blokadę miasta. Obóz odwołaliśmy - przyznaje trener.

- Zachodni Brzeg Jordanu to obszar znajdujący się od pół wieku pod okupacją izraelską. Przekłada się to na wszystkie aspekty życia. Brak swobodnego poruszania się między miastami, okresowe zaostrzanie się konfliktu, ginący ludzie, ciągłe manifestacje... No i na zupełną niepewność co do przyszłości. Te dzieciaki i ich rodziny nie wiedzą, co wydarzy się w najbliższej przyszłości z ich krajem, miejscowością, najbliższymi - tłumaczy Dorota Woroniecka-Krzyżanowska, doktor nauk społecznych z Katedry Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej na Uniwersytecie Łódzkim. Bez niej przyjazd chłopców do Polski byłby niemożliwy.

Rok starań

Przed rokiem na łamach Wirtualnej Polski opublikowaliśmy artykuł (można go przeczytać tutaj - kliknij!) o Polsko-Palestyńskiej Akademii Piłki Nożnej, działającej w obozie dla uchodźców Am'ari pod Ramallah na Zachodnim Brzegu Jordanu. Akademia powstała dzięki pieniądzom ze specjalnego programu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz dzięki ogromnemu zaangażowaniu Woronieckiej-Krzyżanowskiej, pomagającej ludziom z tego regionu świata. Po publikacji odezwał się do nas Tomasz Popiela, prezes fundacji "Ja też mam marzenia". Zaprosił dzieciaki do Polski na turniej piłkarski. Zbieranie funduszy trwało piekielnie długo, jeszcze trudniej było z załatwieniem formalności: wiz, pozwoleń. Ale ostatecznie dzieci wylądowały na warszawskim Okęciu w poniedziałek, 22 października. Walka o to trwała ponad rok.

Cześć pieniędzy udało się zebrać samym Palestyńczykom. Tomasz Popiela pokrył koszty pobytu chłopców i ich opiekunów podczas turnieju w Zakopanem. Pomogło wielu ludzi wielkiego serca, znajomych pani doktor, dorzucając mniejsze bądź większe kwoty. Pomogliśmy także my, Wirtualna Polska. Obdarowaliśmy chłopców prezentami, zapewniliśmy atrakcje w Warszawie (zwiedzanie Stadionu Narodowego i stadionu Legii), ułatwiliśmy przemieszczanie się po Polsce.

- Na początku nie spodziewałem się, że uda się to wszystko zorganizować. Wymagało to wielkiej energii i zaangażowania wielu ludzi, przede wszystkim pani Doroty. Ona to wszystko pilotowała, pomagała zbierać pieniądze, załatwiać formalności - mówi nam Abbas. - W przeszłości organizowałam już podobne przyjazdy szermierzy z Palestyny. Zawsze jest to duże wyzwanie, ale także ogromna przyjemność. Takie wyjazdy potrafią zmienić świadomość tych młodych ludzi - dodaje Woroniecka-Krzyżanowska.

Gole i radość
 
Dzieciaki najpierw zwiedziły PGE Narodowy w Warszawie, dopytywały o najmniejsze szczegóły. Najdłużej zajęło im fotografowanie koszulki Roberta Lewandowskiego. - To tutaj strzelił pięć goli w jednym meczu?! - pytał jeden z chłopców. Później odwiedzili stadion Legii. Ten sam, na którym przed dwoma laty rozegrany został mecz w ramach Ligi Mistrzów Legia - Real Madryt. - Przed przyjazdem do Warszawy nie wiedzieliśmy wiele o Polsce, ale ten mecz oglądaliśmy w telewizji! - mówi Ass’ad.

Cztery koleje dni spędzili w Zakopanem, gdzie rywalizowali w turnieju Apartamenty API Cup. Pierwszy mecz - przeciwko warszawskiej akademii prowadzonej przez byłego zawodnika Legii Marcina Mięciela - zremisowali 1:1. Radość po golu była ogromna, po zdobytej bramce cała drużyna podziękowała Allahowi. Obrazek zupełnie nowy i niespotykany na polskich boiskach. W kolejnych spotkaniach było już słabiej, ale wyniki były w tym przypadku najmniej istotne.

- Za każdym razem pod koniec wycieczki mam wrażenie, że na kolejną nie będę już miała siły, ale entuzjazm przeżywany wspólnie z tymi dziećmi powoduje, że myślę o kolejnych, podobnych przedsięwzięciach. Mam nadzieję, że wizyta dzieci ze szkółki nie będzie taką ostatnią wycieczką - kończy Woroniecka-Krzyżanowska.

Chłopcy odlecieli do Palestyny we wtorek. Opowiedzą swoim rodzinom o meczach, stadionach, ale także o kaczkach i kolorowych drzewach. Wrócą do domu ze świadomością, że można żyć inaczej.

ZOBACZ WIDEO Żyją w strachu, mieszkają w obozie dla uchodźców. Młodzi piłkarze z Palestyny odwiedzili Polskę

Źródło artykułu: