Teraz możemy tylko żałować - rozmowa z Jakubem Rzeźniczakiem, piłkarzem Legii Warszawa

Jedyną bramkę dla Legii Warszawa w meczu ze Śląskiem Wrocław zdobył Jakub Rzeźniczak. Dla młodzieżowego reprezentanta Polski było to pierwsze trafienie w ekstraklasie. Po meczu piłkarz przyznał, że wolałby, gdyby to trafienie zapewniło Legionistom tytuł najlepszej drużyny w kraju nad Wisłą i Odrą.

Artur Długosz: Remisując ze Śląskiem Wrocław przekreśliliście swoje szanse na mistrzostwo Polski...

Jakub Rzeźniczak: Z tego co się orientuję, to już chyba koniec. Mamy trzy punkty straty do Wisły Kraków i gorszy bilans bramkowy. Na pierwsze miejsce szans już nie mamy, możemy walczyć teoretycznie o drugą lokatę, ale będzie o to bardzo ciężko. Musimy wygrać u siebie z Ruchem Chorzów i liczyć na potknięcie Lecha Poznań z Cracovią Kraków. Na pewno szkoda tej straconej szansy. Do momentu, w którym Śląsk zdobył wyrównujące trafienie to my byliśmy na pierwszym miejscu. Później tak się wszystko ułożyło, że my straciliśmy gola, Wisła wygrała swój mecz i jesteśmy na trzecim miejscu.

Co się z wami stało w drugiej połowie w meczu ze Śląskiem? Nie za wcześnie zaczęliście bronić wyniku?

- Nie, ale dokładnie ciężko powiedzieć. Wiadomo, że już w podświadomości zespoły które prowadzą się troszeczkę cofają. Myślę, że jednak nie cofnęliśmy się głęboko. Śląsk przed strzeleniem tego gola w drugiej połowie sytuacji praktycznie nie miał. Wrocławianie okazje mieli w pierwszej części pojedynku. Był to otwarty mecz, my mieliśmy swoje szanse, gospodarze swoje. My wykorzystaliśmy w pierwszej części gry, oni w drugiej.

Legia w drugiej połowie opadła z sił? Problem polega w przygotowaniu fizycznym?

- Nie doszukiwałbym się, że drużyna opadła z sił. W drugiej połowie, po tej straconej przez nas bramce, zrobiła się prawdziwa wymiana ciosów. My już nie mieliśmy czego bronić, chcieliśmy za wszelką cenę zdobyć gola. Śląsk też praktycznie już o nic nie gra, więc mogli śmiało przesunąć zawodników do przodu i nas kontrować. Tak to właśnie wyglądało.

Strzeliłeś bramkę, mogłeś zostać bohaterem. Nie udało się. Szkoda?

- Wolałbym tą bramkę zdobyć gdybyśmy byli mistrzem.

To twój drugi gol?

- W ekstraklasie pierwsze trafienie, w karierze drugie.

Nie żal teraz straconych punktów we wcześniejszych meczach?

- Teraz możemy gdybać. Gdybyśmy nie stracili punktów chociażby u siebie z Lechem, gdzie w pierwszej połowie mogliśmy dobić poznaniaków. Z Wisłą mogliśmy przynajmniej zremisować na wyjeździe i wówczas sytuacja wyglądałaby dużo inaczej. Nie ma co patrzeć w przeszłość, tak się ułożyło i tyle.

Wydaje się, że waszym głównym problemem jest skuteczność. Jak zamierzacie nad tym popracować przed następnym sezonem?

- Myślę, że takie elementy wyrabia się na treningu, ale też bardzo dużym czynnikiem jest psychika. Gdy piłkarz znajduje się w sytuacji dobrej do oddania strzału to koncentracja i nie tylko umiejętności, ale spokój są najważniejsze.

Bramkarza macie dobrego, obronę macie dobrą, pomoc też. Brakuje napastnika...

- Mamy dwóch dobrych snajperów. Mam nadzieję, że wyzdrowieje Bartek Grzelak i ta rywalizacja będzie na tyle ostra, że ci napastnicy będą nam strzelać dużo goli.

Ale to napastnicy decydują o losach meczów, a u was różnie z tym bywa.

- No różnie. Chinyama tych goli nastrzelał naprawdę dużo, teraz go brakuje. Paluchowski w ostatnim meczu zdobył dwa gole. W sobotę nie trafił do siatki, choć miał sytuację. Tak to już bywa. Wydaje mi się, że nie możemy narzekać. Snajperzy zdobyli dziewiętnaście bramek, więc jest to prawie połowa z tego, co zdobyliśmy.

Były jakieś pretensje do Adriana Paluchowskiego za tą niewykorzystaną sytuację?

- Pretensji nie mogło być żadnych, bo tak już bywa, że sytuacji się nie wykorzystuje. Jeszcze przecież Maciej Rybus miał sytuację, okazję miał także Roger. Nie wykorzystaliśmy tego jednak i teraz możemy tylko żałować.

Każdy z tych, co mógł zdobyć gola, a mu się to nie udało jakoś w szatni się tłumaczył?

- Nigdy nie ma takiego czegoś, że się tłumaczymy. Nie wykorzystaliśmy i tyle.

Wiedzieliście na pewno, że mocną stroną Śląska są akcje oskrzydlające, jednak to po akcji bokiem boiska wrocławianie zdobyli bramkę.

- Bramka dla Śląska była bardzo kontrowersyjna. Sam Marek Gancarczyk po meczu się przyznał, że w tej akcji dwa razy piłkę sobie przyjął ręką, więc to dość zabawne, że jest czterech sędziów dookoła, a żaden nic nie widzi.

Masz pretensje do arbitra spotkania?

- Nie chciałbym oceniać pracy sędziego. Wiadomo, że oni tez mają stresujące życie. W sobotę, tak się wyrażę, nie był to najlepszy dzień pana w żółtym stroju.

Legia nie zostanie mistrzem Polski. Wolałbyś, aby najlepszą drużyną w kraju została Wisła Kraków czy Lech Poznań?

- Szczerze, to nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

Komentarze (0)