Kibice Wisły Kraków zaskoczyli Łukasza Gargułę. "Nie spodziewałem się tak gorącego przywitania"

Newspix / Norbert Barczyk/PressFocus / Na zdjęciu: Łukasz Garguła
Newspix / Norbert Barczyk/PressFocus / Na zdjęciu: Łukasz Garguła

Dla Łukasza Garguły piątkowy mecz 2. kolejki Lotto Ekstraklasy z Wisłą Kraków (1:2) miał wyjątkowy charakter. Były reprezentant Polski po trzech latach przerwy wrócił do miejsca, w którym odniósł największy sukces w karierze.

Łukasz Garguła był zawodnikiem Wisły w latach 2009-2015. W sezonie 2010/2011 sięgnął z Białą Gwiazdą po mistrzostwo Polski, a jego łączny dorobek w jej barwach to 20 goli i 22 asyst w 152 występach.

W czerwcu 2015 roku Wisła postanowiła nie przedłużać z 34-letnim wówczas pomocnikiem kontraktu. Klub miał do tego pełne prawo, ale niesmak wzbudziły okoliczności, w jakich Garguła dowiedział się o konieczności odejścia z Reymonta 22. Robert Gaszyński, ówczesny prezes klubu, poinformował o tym piłkarza w szatni tuż po ostatnim meczu sezonu z Lechem Poznań. Więcej o tym TUTAJ.

Garguła był pierwszym zawodnikiem Wisły, który zgodził się na sporą obniżkę uposażenia, gdy okazało się, że klub wpadł w tarapaty finansowe, więc choćby z tego względu zasłużył na bardziej godne pożegnanie, ale nie żywi urazu do Białej Gwiazdy. Po odejściu z Wisły zakotwiczył w Miedzi Legnica, z którą w minionym sezonie awansował do ekstraklasy, a w piątek zagrał przy Reymonta 22 po raz pierwszy od ponad trzech lat.

16-krotny reprezentant Polski zaczął mecz na ławce rezerwowych beniaminka, a gdy w 61. minucie pojawił się na boisku, kibice Wisły przywitali go gromkimi brawami i skandowali jego nazwisko. - Nie spodziewałem takiej reakcji kibiców. To było dla mnie miłe zaskoczenie. Bardzo dziękuję kibicom za tak gorące przywitanie. Cieszę się, że pamiętali, że spędziłem tutaj kilka lat. To miłe uczucie - przyznał Garguła.

- Cieszyłem się na powrót na Reymonta 22, ale wyjeżdżam z mieszanymi uczuciami. Przegraliśmy, a wydaje mi się, że mogliśmy wywieźć z Krakowa punkt - stwierdził 37-latek, dodając: - W pierwszej połowie nie graliśmy tak, jak mieliśmy. Byliśmy cofnięci, a kiedy mieliśmy piłkę, chcieliśmy grać długimi podaniami. W drugiej połowie było inaczej, stwarzaliśmy sytuacje i byliśmy bliscy doprowadzenia do remisu. Szkoda, że w doliczonym czasie gry nie trafił Fabian Piasecki - gdyby uderzył bardziej w bok, padłaby bramka.

ZOBACZ WIDEO Demolka! Girona FC nie miała litości dla Melbourne City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: