W języku ludu Joruba, który zamieszkuje tę część kraju, oznacza rejon, w którym znajdziemy bogactwa. Jakie bogactwo można jednak spotkać w miejscu, gdzie okresowo nie ma bieżącej wody, prądu, brak jedzenia dotyka nawet dzieci, a śmierć można spotkać na każdej ulicy?
Ajegunle, najniebezpieczniejsza dzielnica Lagos, stolicy Nigerii, to jednak miejsce, które wychowało gwiazdy afrykańskiej piłki. Taribo West, Jonathan Akpoborie, Emmanuel Amunike, Obafemi Martins - wszyscy występowali w największych europejskich klubach. Wszyscy zaczynali też grać na tym samym boisku.
Na rozległej przestrzeni, gdzie pasy trawy rzadko bywają zielone, a kałuże przypominają o nierównościach, w latach 70-tych ubiegłego wieku postawiono bramki, ktoś rzucił piłkę. To wystarczyło, aby przyciągnąć najmłodszych. Krótko później powstał już klub - Marine Dynamos, a boisku nadano nazwę Maracana.
- Pamiętam moment, w którym jeden z naszych zawodników, Tata Dickson, zasugerował tę nazwę. Dlaczego? Ponieważ Maracana była największym stadionem na świecie, a wokół naszego boiska była ogromna przestrzeń - tłumaczy Felix Ganagana, jeden z założycieli klubu.
Pojawienie się drużyny szybko dowiodło, że Nigeryjczycy są zwariowani na punkcie futbolu. Sprofesjonalizowano, oczywiście na tyle ile można, klub, pojawiły się zespoły w kilku kategoriach wiekowych, wprowadzono treningi. Od U-8 do U-20, chłopcy i dziewczyny - sytuacja nie zmieniła się do dziś.
I choć przez całe dnie na boisku trenują setki dzieci, wystrzał kul dochodzący ze slumsów jest słyszalny. - Przychodzimy tutaj grać, aby nie myśleć o problemach - mówi jeden z nastolatków na antenie stacji CNN, która pojawiła się w Ajegunle, aby zrobić o tym miejscu reportaż. Problemy są bowiem ogromne.
Wszechobecna bieda to tylko jeden z nich. Ajegunle to miejsce o najwyższym wskaźniku przestępczości w Lagos, gdzie każdego dnia rozlega się zapach śmierci. Już najmłodsi ryzykują swoje życie, wkraczając w koszmarną codzienność slumsów. Dla wielu z nich futbol jest szansą na wyrwanie się z opanowanego przez gangi piekła.
Nie brakuje takich, którym się udało i zrobili wielkie kariery. Taribo West był przez lata podstawowym zawodnikiem AJ Auxerre i Interu Mediolan, w tym ostatnim klubie występował też Obafemi Martins, a Emmanuel Amunike trafił nawet do Barcelony. Grali w największych klubach, chociaż zaczynali od nierównego placu w Ajegunle.
Podobnie jak Jonathan Akpoborie, w latach 90-tych czołowy piłkarz Bundesligi, strzelający gole dla VfB Stuttgart i VfL Wolfsburg. - To piłkarski dom dla Nigerii. Najmłodsi nie mają tutaj co robić. Jeśli nie chcą trafić w złe towarzystwo, przychodzą na boisko. Spędzają tam całe dnie i w końcu zaczynają się rozwijać.
- Zaczynałem podobnie. Godzinami trenowaliśmy, najpierw wokół boiska i wpatrywaliśmy się w starszych. Gdy nas na nie zaprosili, byliśmy już gotowi. Obecnie zawsze w naszej kadrze jest chociaż jeden zawodnik wychowany w tym miejscu - mówi BBC były nigeryjski napastnik.
I ma rację. W reprezentacji Nigerii, która dzisiaj zagra towarzysko z Polską, znajdziemy piłkarza, który pierwsze kroki stawiał właśnie w Ajegunle. Odion Ighalo obecnie strzela gole w Chinach, wcześniej z powodzeniem robił to w Premier League. Zaczynał jednak w dzielnicy Lagos.
- Dorastanie w tym miejscu było niezwykle trudne. Tego zupełnie nie da się porównać z Europą, gdzie wszystko masz zagwarantowane. Musisz zdobyć pieniądze na wszystko - ubrania, przejazdy, a nawet na wodę po treningu. Ci, których na to nie stać, zostają na miejscu i trenują do krwi. I oni zostają potem najlepszymi piłkarzami - tłumaczy Ighalo.
W futbol, który może być szansą dla Nigerii, uwierzyły też władze kraju. Zaczęto organizować turnieje piłkarskie, powstają szkółki, mające przyciągnąć najmłodszych i zarazem odciągnąć je od niebezpiecznych ulic. Lagos jest jednak jednym z najszybciej rosnących miast w Afryce i już liczy ponad 20 milionów mieszkańców. Nie dla wszystkich znajdzie się miejsce w nowych akademiach.
Nierówne boisko na Maracanie nadal powinno się więc zapełniać.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018: Łukasz Piszczek: Koniec z grą w kadrze? Co będzie po mundialu, to zobaczymy