W poprzedniej kolejce dotychczas "niezatrzymana" w 2018 roku Jagiellonia Białystok znalazła swojego pogromcę, przegrywając w Poznaniu z tamtejszym Lechem aż 1:5. Mimo bolesnej porażki, szkoleniowiec żółto-czerwonych nie uważa by jego zespół potrzebował rewolucji. - Trzeba utrzymać poziom, rywalizację. Choć niektórzy powiedzą, że zmian w składzie jest bardzo mało, to ja widzę, że wszyscy naprawdę pracują na treningach. Zawodnicy, którzy grali, wcześniej nie dawali podstaw do tego, aby ich zmieniać. Zobaczymy, jak to będzie w najbliższym meczu, ale też nie można oszaleć i o wszystkim zapomnieć - powiedział Ireneusz Mamrot w rozmowie z oficjalną stroną białostoczan.
Największym problemem Jagiellonii w niedzielnym spotkaniu była obrona przed stałymi fragmentami gry dla rywali. Duma Podlasia straciła w ten sposób z Lechem aż cztery gole. Podobnie słabo wyglądało to zresztą w październikowym starciu w Gdyni, w pierwszym meczu przeciwko Arce, gdzie Jaga przegrała aż 1:4. - Lech był piekielnie skuteczny, bo nie miał wcale tych sytuacji tak wiele, ale potrafił je wykorzystać. Widać było, że przeciwnik mocno się nastawił na te stałe fragmenty gry. Mieliśmy z tym problem, natomiast poświęciliśmy temu w tygodniu sporo uwagi, tym bardziej, że Arka Gdynia praktycznie przy każdej takiej okazji jest groźna. Same statystyki to potwierdzają, bo gdynianie bodajże aż 50% swoich bramek strzelili po stałych fragmentach gry. Czeka nas nie lada wyzwanie, aby się przed tym wybronić - nie ukrywał 47-latek.
Mamrot przekonywał także, że bez względu na okoliczności, jego podopieczni są niezwykle zmotywowani by udowodnić, że pojedynek z Lechem był tylko tzw. wypadkiem przy pracy. - Lubimy grać na swoim stadionie i po takim meczu, jak ten w Poznaniu, już na drugi dzień chcieliśmy wyjść na boisko i rozegrać kolejne spotkanie. Po drużynie widać, że jest w niej sportowa złość i trzeba to przełożyć na dobrą postawę na boisku - tłumaczył.
Bez wątpienia dobrą wiadomością dla białostockich kibiców jest raport zdrowotny dotyczący piłkarzy Jagiellonii. - Nemanja Mitrović jest już zdrowy i normalnie trenuje. Jakiś wirus go dopadł i musiał przyjmować antybiotyki, ale już w poniedziałek miał trening indywidualny. W przypadku Mariusza Pawełka, problem dotyczy tylko bólu. Jeśli go przezwycięży, to będzie mógł normalnie grać i trenować. Naciągnął sobie coś w szyi, ale badania nie wykazały nic poważnego. Może to być bolesne, ale jeśli zawodnik sobie z tym poradzi, to może być brany pod uwagę przy ustalaniu składu – zakończył opiekun Jagi.
Spotkanie Jagiellonii z Arką odbędzie się w najbliższą sobotę o godzinie 18. Relację live z tego wydarzenia będziecie mogli śledzić na naszej stronie.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #16: Białkowski? "Ktoś mógł pomyśleć: O Jezu, co za niedojda"