Spotkanie w Krakowie odbyło się przy minus dziesięciu stopniach Celsjusza, zwykle doskonale przygotowana do gry murawa była zamarznięta, a do tego meczowi towarzyszyły obfite opady śniegu. Wszystko to sprawiło, że na boisku rządził przypadek i 4022 śmiałków, którzy w środowy wieczór zjawili się przy Reymonta 22, nie było świadkami widowiska na miarę ekstraklasy.
- W pierwszej kolejności chciałem podziękować kibicom za to, że zjawili się na stadionie. Ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy zobaczyłem ich na trybunach. Chciałbym też pogratulować piłkarzom, bo jak na panujące warunki był to dobry mecz - przyznał Joan Carrillo.
Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem istniała obawa, że spotkanie nie dojdzie do skutku, ale delegat PZPN ostatecznie zadecydował, że piłkarze wybiegną na boisko.
- Woleliśmy, żeby to spotkanie zostało przełożone, bo piłka to spektakl, a gdy są tak trudne warunki, to spektaklu nie ma - wolę gdy piłkarze nie mają utrudnionego przez pogodę zadania. W niektórych ligach, gdzie temperatury były wyższe, zawieszono rozgrywki. Tam zrozumieli, że grając w takich warunkach tracą wszyscy - kibice, piłkarze i drużyny - stwierdził Hiszpan, mając na myśli m.in. ligi w Rumunii, Szkocji czy Szwajcarii.
Korona objęła prowadzenie w 20. minucie za sprawą Jacka Kiełba, a Wisła wyrównała 17 minut później dzięki Jesusowi Imazowi, ale tuż przed tym jak Hiszpan pokonał Zlatana Alomerovicia, rzut karny zmarnował Carlitos. Opiekun Białej Gwiazdy po meczu stanął w obronie najlepszego strzelca zespołu.
- Nie jestem zmartwiony tym, że Carlitos nie wykorzystał rzutu karnego, bo widzę jego postawę na treningach. Martwiłoby mnie to, gdyby nie stwarzał sobie okazji - on je stwarza, a to czy je wykorzystuje, to inna sprawa. Jestem z niego bardzo zadowolony, gra bardzo dobrze - zapewnił Carrillo.
ZOBACZ WIDEO Wiceprezes Jagiellonii: Romańczuk czuje się Polakiem