Dla fanów był "łamagą". Teraz Przemysław Frankowski dobija się do kadry

Newspix / Tomasz Jastrzebowski / Foto Olimpik / / Na zdjęciu: Przemysław Frankowski
Newspix / Tomasz Jastrzebowski / Foto Olimpik / / Na zdjęciu: Przemysław Frankowski

"Nieudacznik", "łamaga" czy nawet "kaleka" - półtora roku temu Przemysław Frankowski słyszał takie określenia z ust kibiców Jagiellonii. Dziś 23-latek jest gwiazdą Lotto Ekstraklasy i odważnie puka do drzwi kadry Adama Nawałki.

We wtorek z Legią (Jagiellonia wygrała 2:0) zagrał fantastycznie. Po faulu na nim sędzia Daniel Stefański wyrzucił z boiska Domagoja Antolicia. Strzelił gola, którego po użyciu wideo weryfikacji arbiter nie uznał. Brał udział w akcji, gdy Arkadiusz Malarz sfaulował w polu karnym Romana Bezjaka. Jego rajdy siały popłoch w defensywie gospodarzy. A to wszystko na oczach selekcjonera reprezentacji Polski: - Nie wiedziałem przed meczem, że będzie trener Nawałka. W Turcji przeprowadziliśmy trzy tygodnie ciężkiej "harówy" i widać efekty - tłumaczył po mecz Przemysław Frankowski.

A dwa lata temu był jeszcze "boiskową łamagą". Do Białegostoku z Lechii Gdańsk sprowadził go Michał Probierz i nie ma wątpliwości, że wierzył w niego najmocniej. Latem 2014 roku zapłacił za niego 250 tys. złotych. Problem w tym, że to zaufanie i olbrzymi kredyt od trenera często odbijały się na zawodniku. Forowanie Frankowskiego nie podobało się bowiem kibicom, którzy w sezonie 2015/16 niejednokrotnie obrażali zawodnika, choć ten generalnie nie zawodził: - Każdy ma prawo do własnej opinii, ale takie reakcje raczej nikomu nie pomagają. Szczególnie bolesne, że docierają od kibiców drużyny, dla której zawodnik stara się zrobić wszystko to, co najlepsze. Ale trzeba zacisnąć zęby i robić swoje - mówił wtedy piłkarz w jednym z wywiadów.

Przekleństwem młodego skrzydłowego była historia podlaskiego klubu. A tę tworzył Tomasz Frankowski, legendarny napastnik grający z numerem 21. Skoro ktoś ma koszulkę z takim nazwiskiem i tym numerem, to musi dobrze grać.

Nastolatek musiał na start sprostać ogromnym oczekiwaniom fanów, którzy podświadomie wierzyli, że magia liczb i to samo nazwisko sprawi, że gdańszczanin będzie jak ich ulubieniec. Mówił zresztą o tym sam Probierz. Koszulka chłopakowi ciążyła. Poprzeczka zawisła wysoko szczególnie po spotkaniu eliminacji Ligi Europy z litewską Kruoją, kiedy w kilkanaście minut ustrzelił hat-tricka. Nieważne było, że wychowanek Lechii jest zupełnie innym zawodnikiem niż starszy kolega. Nikt nie brał pod uwagę, że Frankowski jako młody piłkarz nie uniknie wahań formy.

ZOBACZ WIDEO Wiceprezes Jagiellonii: Romańczuk czuje się Polakiem

Przełomowy dla zawodnika okazał się dopiero sezon 2016/17, w którym wyraźnie ustabilizował swoją formę. Kibice zaczęli w końcu ufać w jego potencjał. Frankowski był niezwykle ważnym elementem zespołu, który do ostatnich sekund rozgrywek walczyła o mistrzostwo Polski. Niezwykle dynamicznym młodym skrzydłowym zainteresował się francuski Caen, a oknem promocyjnym miały być Mistrzostwa Europy U-21 organizowane w naszym kraju. Stało się jednak inaczej, ponieważ naszym reprezentantom poszło w nich słabo. Na domiar złego "Franek" odniósł kontuzję, która wyeliminowała go z początku obecnych rozgrywek.

Frankowski postanowił więc zostać na kolejny sezon. Co prawda początkowo zawodnik był rozczarowany takim obrotem sprawy, ale dzisiaj na pewno tego nie żałuje. W listopadzie 23-latek otrzymał bowiem swoje pierwsze powołanie do seniorskiej kadry i chociaż nie zdołał w niej zadebiutować, to niewykluczone iż stanie tak się w marcu. Poważne kontuzje, których doznali w ostatnim czasie Maciej Makuszewski i Rafał Wolski znacznie ograniczyły przecież pole manewru Adamowi Nawałce.

Frankowski jest dziś jedną z alternatyw na dublera dla Kamila Grosickiego. Szczególnie, że jest w formie życia. - Tak, w tym momencie na pewno gram najlepszą piłkę w karierze. Ale wiem też, że mam jeszcze spore rezerwy.

W tym sezonie 22-latek strzelił 3 gole i 3 razy asystował.

Komentarze (0)