Dariusz Tuzimek: Lech topi się w morzu przeciętności (felieton)

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Nenad Bjelica
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Nenad Bjelica

Lech Poznań nie potrafi w polskiej lidze wygrać meczu na wyjeździe przez pół roku, a od blisko 400 minut nie może strzelić - poza meczami przy Bułgarskiej - nawet jednego gola. Nadal jest wskazywany jako główny rywal Legii w walce o mistrzostwo.

Legia - która jak kot z komputerowej gry, co ma siedem żyć - przeżyła już w tym sezonie ze dwie swoje śmierci, jeden poważny kryzys, a nawet obicie piłkarzy przez kibiców. I co? Też nic. Jest swobodnie liderem Ekstraklasy.

Goni ją ekonomicznie budowana Jagiellonia, ale już Lech Poznań mocno okulał. W sezonie jaki się trafił Legii, "Kolejorz" mógłby spokojnie być liderem tabeli, ale rozchorował się na niedyspozycję wyjazdową. Dziewięć kolejnych meczów bez zwycięstwa (od 20 sierpnia 2017 z Bruk-Betem Termaliką 3:1). Gorzej pod tym względem prezentuje się tylko Śląsk Wrocław, który w gościach nie wygrał od początku sezonu.

No, ale oczekiwania wobec drużyny z Poznania są zupełnie inne. Tam nikt - przynajmniej w deklaracjach - nie godzi się z wicemistrzostwem Polski, Lech ma być na koniec rozgrywek pierwszy.

No to co się dzieje? - mają prawo zapytać kibice po niedzielnym 0:0 z Arką w Gdyni. Przecież taka seria jest zupełnie niezrozumiała. A nie wygrywając na wyjazdach, nie da się wygrać Ekstraklasy.

Lech ma przynajmniej kilka problemów. Po pierwsze dużo sprzedaje i to najczęściej młodych Polaków, z piłkarską jakością. Takie nazwiska jak Linetty, Bednarek, Kownacki, Kędziora - robią wrażenie. A przecież o mały włos odszedłby też Robert Gumny. Ci chłopcy nie zdążyli jeszcze dobrze i długo dla Lecha pograć, a już odfrunęli za granicę. Lech jest chwalony w mediach za to, że tak dobrze zarabia na transferach, za szkolenie młodzieży, za skauting, za żelazne pilnowanie budżetu. No i fajnie, ale przecież w futbolu - w przypadku takiego klubu jak Lech - chodzi o zdobywanie trofeów. Co kibicowi po oszczędnościach, skoro "garnki" do gabloty pakuje sobie ktoś inny.

Problemem Lecha jest - co pewnie wynika także z dyscypliny budżetowej - piłkarska przeciętność. Obecnie znakiem rozpoznawczym poznańskiego zespołu jest solidność Łukasza Trałki. Ale to jest solidność rzemieślnika. Dodajmy - żeby nie było nieporozumień - rzemieślnika w pozytywnym rozumieniu, ale ciągle jedynie rzemieślnika. On swoje na boisku robi, ale nie wymagajmy od Trałki cudów. Od cudów mają być inni. Inni, czyli kto?

I tu się rodzi problem, bo jak patrzę na zespół Lecha to widzę - niech mi kibice z Poznania wybaczą - może jednego piłkarza wybitego, o ile jest w szczytowej formie -Darko Jevticia. Ale ten sezon on też ma nierówny, co jest pewnie skutkiem przebytej kontuzji.

Natomiast jak patrzę na silę ofensywną Lecha to widzę co najwyżej pilnych uczniów, ale na pewno nie artystów. Odkąd kontuzjowany jest Maciej Makuszewski trudno wskazać w Lechu piłkarza, który porywa swoją grą. Macieja Gajosa zrobiono kapitanem i choć ma przebłyski, to jest bardzo nierówny i chyba nie ma cech lidera drużyny. Szwed Nicklas Barkroth miał być, Bóg wie jakim, grajkiem, a totalnie rozczarował, podobnie jak Rumun Mihai Radut.

Napastnicy Lecha to w ogóle osobny rozdział. Najpierw długo się pozbywano Nicki Bille Nielsena, o którym przecież już po kilku tygodniach wiadomo było, że to nie jest facet do klubu kalibru Lecha. Z konsekwencją godną lepszej sprawy sprowadzono na Bułgarską innego Duńczyka, Christiana Gytkjaera. Ten nawet potrafi bramkę strzelić (najlepiej z bliska), ale wybitny to też nie jest. Bo co ma wybitnego? Uderzenie z dystansu? Nie. Drybling? Nie. Szybkość? Znowu nie. Ot taki myśliwy pola karnego - jak mu koledzy sytuacji nie wypracują, to sam nic nie zrobi. Nie czepiam się go, nic do niego nie mam, ale właśnie Duńczyk dobrze obrazuje tę przeciętność obecnej kadry Lecha. Przeciętność, która czasem przechodzi w poprawność, nic więcej. A mówimy o klubie, dla którego gole strzelali jeszcze niedawno tacy napastnicy jak Rudnievs, Lewandowski, Reiss czy Rengifo. Każdy z nich miał jakość, jakiej u Gytkjera trudno mi się doszukać.

Pewnie dlatego Nenad Bjelica ściągnął zimą do Poznania dwóch nowych napastników: Ukraińca Ołeksija Chobłenkę i Bośniaka Elvira Koljicia. Szkoda, że Chorwat dał im w Gdyni tak mało pograć.

Ale Nenad Bjelica i jego przyszłość w klubie to też jest pytanie do właścicieli Lecha. Miał wprowadzić klub na szerokie wody, ale - jak na razie - idzie mu kiepściutko - przegrał wszystko, co było do przegrania w poprzednim sezonie, a i w tym zmierza ku temu samemu. Porażka jesienią w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin (beznadziejną w tamtej rundzie), szybkie odpadnięcie w rozgrywkach europejskich i defensywny styl Lecha - to nie są argumenty za pozostaniem Chorwata na stanowisku. Oglądając bezpieczny, zachowawczy futbol Lecha (pięć remisów 0:0 na wyjeździe w tym sezonie!), mam wrażenie, że Bjelica nie rozumie, że futbol to rozrywka. Ma cieszyć oko kibica. Ale Bjelica ma inne priorytety, chce jak najmniej goli stracić. I rzeczywiście - oddajmy mu to - uszczelnił defensywę Lecha. Klub z Poznania ma najmniej bramek straconych w całej Ekstraklasie (16). Brawo, ale cóż z tego skoro odbywa się to kosztem tego, że ta drużyna bardzo mało kreuje sytuacji pod bramką rywala?

Bjelica dał się póki co bardziej zapamiętać jako trener ciągle skonfliktowany z sędziami, często niekonsekwentny w swych decyzjach boiskowych i bardzo uparty.
Pamiętam jak po meczu z Legią na Łazienkowskiej w poprzednim sezonie dziennikarze z Poznania chcieli go niemal rozerwać na strzępy, że nie wystawił w ataku Marcina Robaka, a Dawida Kownackiego, który odbijał się od Pazdana. Bjelica tkwił wtedy w swoim uporze i nie chciał słuchać żadnych uwag. Uwziął się na Robaka, nie bacząc na to, że w konsekwencji przegrywa mistrzostwo...

Przed niedzielnym meczem z Arką zachwalał Radka Majewskiego, że jest w wielkim gazie, ale w Gdyni zostawił go na ławce rezerwowych. Trudno czasem za Bjelicą trafić... Oczywiście to facet z charyzmą, coś w sobie ma. Ale czy wiedzie Lecha w dobrym kierunku, mam wątpliwości. A silny Lech jest potrzebny wszystkim. I Poznaniowi, i Ekstraklasie i nawet... Legii.

Bo jej jest potrzebna mocna liga, czyli silna konkurencja. Bez tego nie będzie żadnego postępu, zawsze w sierpniu będziemy już "po pucharach".

Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl

ZOBACZ WIDEO Legia Warszawa robi wrażenie. "Widać było siłę i piłkarską jakość"

Źródło artykułu: