Regulamin mistrzostw świata jest tak skonstruowany, że po zakończeniu eliminacji licznik kartek jest zerowany, ale jeśli w meczu ostatniej kolejki kwalifikacji zawodnik otrzymałby np. drugą albo czwartą żółtą kartkę, która skutkowałyby pauzą w kolejnym spotkaniu eliminacji, to karę musiałby odbyć w pierwszym meczu mundialu.
Przed meczem z Czarnogórą wątpliwości w tej sprawie rozwiał dyrektor departamentu rozgrywek krajowych PZPN, Łukasz Wachowski.
"Aktywne kary przechodzą, a pojedyncze kartki są kasowane. Jeśli po ostatnim meczu ktoś ma dwie żółte, to pauzuje w pierwszym meczu na MŚ. Jeśli ma jedną żółtą kartkę, to zostanie skasowana" - napisał na Twitterze Wachowski.
Aktywne kary przechodzą a pojedyncze kartki są kasowane. Jeśli po ostatnim meczu ktoś ma dwie żółte to pauzuje w 1 meczu na MŚ. Jeśli ma 1 żk, to zostanie skasowana.
— Łukasz Wachowski (@LukasWachowski) 6 października 2017
W czerwcu "ofiarą" takiego przepisu był Dawid Kownacki, który nie mógł zagrać w spotkaniu otwarcia ME U-21 2017 ze Słowacją (1:2) ze względu na kartki, które otrzymał w rozegranym 15 miesięcy wcześniej spotkaniu el. ME U-19.
Przed niedzielnym spotkaniem z Czarnogórą (4:2) na Polską wisiał ciężki topór, bowiem jedną kartkę od pauzy w meczu otwarcia mundialu byli liderzy Biało-Czerwonych: Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski, Krzysztof Mączyński, Łukasz Piszczek i Piotr Zieliński. Po końcowym gwizdku Adam Nawałka i kibice reprezentacji Polski mogli jednak odetchnąć z ulgą, bowiem żółtą kartką nie został ukarany żaden z nich.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że Lewandowski, Piszczek i Zieliński byli obciążeni kartkami już od spotkania 1. kolejki el. MŚ 2018 z Kazachstanem (2:2). Liderzy kadry trzymali nerwy na wodzy, bo przeszli suchą stopą aż przez dziewięć meczów eliminacyjnych.
W ogóle Polacy byli jedną z najczyściej grających drużyn el. MŚ 2018. W dziesięciu meczach sędziowie pokazali podopiecznym trenera Nawałki tylko dziewięć żółtych kartek. Mniej otrzymali tylko Szkoci (5) i Niemcy (7).
ZOBACZ WIDEO: Radosław Majdan: Trener Jozak już skończył pracę. Jego autorytet w szatni Legii już nie istnieje