Arkadiusz Milik. Parę łez poleciało. Znowu

Reuters / Alberto Lingria / Arkadiusz Milik (na zdjęciu leży)
Reuters / Alberto Lingria / Arkadiusz Milik (na zdjęciu leży)

Stracony czas nadrobię później - mówił po pierwszej kontuzji Arkadiusz Milik. Musi przełożyć to postanowienie na inny termin, zacisnąć zęby i opanować łzy.

W tym artykule dowiesz się o:

Dwanaście miesięcy po zerwanych więzadłach w lewym kolanie Arkadiusz Milik doznaje tego samego urazu, w drugiej nodze. Jedyne, co różni obie sytuacje, to fakt, że przy pierwszym urazie piłkarz płakał dopiero po diagnozie lekarskiej. Rok później łzy ocierał szybciej, schodząc z boiska. Chwilę po nienaturalnym wykręceniu się kolana już wiedział, że nie jest dobrze.

A było. O starym urazie zapomniał, podświadomie nie czul już strachu przed odnowieniem się kontuzji, odbudował formę fizyczną i był na dobrej drodze, by wrócić do wysokiej dyspozycji piłkarskiej. Niestety, Milik jest już po operacji, która zakończyła się pomyślnie. Uraz jest jednak groźniejszy niż rok wcześniej, dlatego zawodnik może odpoczywać dłużej, nawet pół roku.

Deja vu

Gdy miesiąc po pierwszej kontuzji spotkaliśmy się z piłkarzem w Neapolu, imponował podejściem. Znalazł się w nowej sytuacji, wcześniej nie doznał tak poważnego urazu, ale nie był załamany, nie marudził, przede wszystkim nie przerażała go perspektywa długiej przerwy. Po początkowym dołku psychicznym, rozmowach z rodziną i wsparciu całego zespołu szybko uświadomił sobie, że jest dopiero na starcie kariery i nic strasznego się nie stało.

- Było mi trudno, kilka łez popłynęło, ale stracony czas nadrobię później - powtarzał i naprawdę w to wierzył. Cały swój czas podporządkował rehabilitacji.

ZOBACZ WIDEO Milik padł jak rażony piorunem - zobacz moment, w którym odniósł kontuzję [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Dzień zaczynał o godzinie 9 rano, trenował minimum dwa razy dziennie w klubie, do tego ok godz. 16 wykonywał w domu ćwiczenia wzmacniające mięśnie. Pływał na basenie, jeździł na rowerze stacjonarnym. W swoim domu pod Neapolem, piętnaście minut drogi samochodem od ośrodka treningowego klubu, wybudował wartą kilkaset tysięcy złotych siłownię. W sprawie zakupu maszyn konsultował się z trenerem od przygotowania fizycznego reprezentacji Polski, Remigiuszem Rzepką. Wiedział co robi, bo na urządzeniach pracował przed i podczas Euro 2016. Wtedy wykonywanie specyficznych ćwiczeń mięśniowych pomogło mu czuć się lepiej fizycznie.

Tamten okres nazwał nawet "fajnym". Zarobione pieniądze inwestował w biznesy, przekonał się również, komu może zaufać. Lepiej poznał samego siebie.

- Podoba mi się takie hasło: nieszczęścia sprawiają, że to co silne staje się silniejsze, a to co słabe słabsze. Takie sytuacje weryfikują, testują człowieka. Ja wytrzymałem ten czas, stałem się silniejszy. Straciłem kilka miesięcy, ale stałem się bogatszy o coś bezcennego - doświadczenie. Moja rodzina cały czas mnie wspierała, to też pokazało mi, na kogo mogę liczyć. Pod pewnym względem był to fajny okres, który pozwolił kilka rzeczy zauważyć i zrozumieć - wspominał w rozmowie z naszym portalem po powrocie do gry.

Jego poprzednia kontuzja poruszyła piłkarską Italię, a w Napoli grał przecież krótko, niecałe dwa miesiące od transferu z Ajaksu Amsterdam. Do Włoch trafił jako najdroższy piłkarz w historii zespołu, w pierwszych meczach w nowej drużynie strzelił kilka goli i szybko przestał płacić rachunki w restauracjach w mieście. Kibice nie dali mu swobodnie przejść kilku ulic, a żeby zdobyć od niego autograf, gonili jego samochód skuterami.

Neapol żył rehabilitacją chłopaka z Tychów. Największe włoskie portale relacjonowały w przekazach na żywo o tym, że zawodnik położył się już na stole operacyjnym, że lekarz skończył zabieg i dociekały czy Milik pokazał po nim kciuk, czy miał raczej zatroskaną minę. Lokalny dziennik Il Mattino opublikował na swoich łamach tekst o naszej wizycie u piłkarza. Żaden news nie mógł nikomu umknąć.

Figurka z gipsem 

Milik czuł wsparcie z wielu stron, nie tylko kibiców. Klubowy spiker Daniele Bellini przed każdym spotkaniem drużyny wyczytywał nazwisko piłkarza tak, jakby ten znajdował się w meczowej kadrze. Na słynnym targu przy ulicy San Gregorio Armeno można było też kupić własnoręcznie wykonaną figurkę przedstawiającą Milika, ale uaktualnioną, z gipsem, gdy podpiera się o kulę.

Piłkarz w końcu wrócił na boisko w połowie lutego, po 130 dniach zagrał przeciwko Realowi Madryt. Lekarz reprezentacji, Jacek Jaroszewskim, był pod wrażeniem.

- W klubie miał kompleksowe badania, które potwierdziły, że jest gotowy w stu procentach na grę. Ja również go badałem. Faktycznie, jeżeli chodzi o stabilność, jego kolano wygląda idealnie. W przyszłości nie powinien mieć z nim problemu - mówił nam doktor.

Zawodnik do końca poprzedniego sezonu był rezerwowym, nie czarował wielką formą, ale tak naprawdę odliczał czas do letniego okresu przygotowawczego. Na treningach miał nawiązać walkę o pierwszy skład i znowu strzelać gole w meczach. Zaczął obiecująco: od bramek z Hellasem Verona (3:1), Szachtarem Donieck (1:2) czy Kazachstanem (3:0). Można było zauważyć, że powoli odzyskuje luz w polu karnym rywala, coraz częściej znajduje się w sytuacjach strzeleckich, i spodziewać się, że znowu wejdzie w sezon z drzwiami.

W meczu ze SPAL (3:2) projekt, nad którym pracował nocami przez ostatnie miesiące, po prostu nie zapisał się na twardym dysku. Komputer się zawiesił i wszystko przepadło.

A pan Genny Di Virgilio, włoski mistrz sztuki szopkarskiej, może robić nową dostawę figurek piłkarza, z drugą nogą w gipsie.

Źródło artykułu: