Ustawa dezubekizacyjna utnie emerytury sportowcom. Ale którym?

Newspix /  LUKASZ GROCHALA / Na zdjęciu: Jan Tomaszewski
Newspix / LUKASZ GROCHALA / Na zdjęciu: Jan Tomaszewski

- Ustawa dezubekizacyjna dotyczy tych, którzy byli na etatach esbeckich, nie milicyjnych - tłumaczy WP SportoweFakty Grzegorz Majchrzak z IPN. - Powinna uderzać w tych, którzy swoim donoszeniem czynili szkody - nie ma wątpliwości Jan Tomaszewski.

Paweł Skrzecz, były pięściarz, wicemistrz olimpijski z Moskwy: - Byłem na etacie milicyjnym od 1979 do 1993 roku. Potem, gdy powstała policja, zwolniłem się. Przyszedł kiedyś taki ciołek i pytał, gdzie mam mundur. A ja nie miałem. Ciągle się czepiał. Nie wiem, czy ta ustawa dotyczy też mnie. Czekam.

Jan Tomaszewski, legendarny polski bramkarz, był w klubie wojskowym. Czy to podpada pod "służbę na rzecz totalitarnego państwa" (cytat z ustawy)? – To raczej na mnie donoszono. A jak ktoś na mnie napisał, że dajmy na to rozmawiam nie z Wirtualną Polską tylko Wolną Europą, to miałem to w d… Bo nie miałem z tego powodu żadnych konsekwencji.

[b]

Kontrowersyjna ustawa
[/b]
1 października w życie wchodzi, uchwalona przez PiS w grudniu ubiegłego roku, ustawa dezubekizacyjna, która obcina emerytury i renty z powodu "służby na rzecz totalitarnego państwa PRL". Samo uchwalenie ustawy było niezwykle kontrowersyjne – nastąpiło wtedy, gdy posłowie przenieśli się do Sali Kolumnowej, do której nie wpuszczono opozycji.

Jeśli ktoś był zatrudniony w odpowiednich resortach poprzedniej epoki, nie będzie mógł dostać więcej niż średnia emerytura płacona przez ZUS. Emeryt dostanie maksymalnie 2100 zł brutto, rencista – 1640 zł brutto.

ZOBACZ WIDEO Zespół Krychowiaka bliski niespodzianki. Zobacz skrót meczu WBA - Man. City [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Od decyzji obniżającej świadczenia przysługuje odwołanie do sądu. Również szef MSWiA będzie mógł wyłączyć z przepisów ustawy "w szczególnie uzasadnionych przypadkach" osoby pełniące służbę na rzecz totalitarnego państwa, ze względu na "krótkotrwałą służbę przed 31 lipca 1990 r. oraz rzetelnie wykonywanie zadań i obowiązków po 12 września 1989 r., w szczególności z narażeniem życia".

Ustawa wymienia instytucje i formacje, w których służba była pełniona na rzecz totalitarnego państwa PRL. Katalog IPN wymienia m.in. Resort Bezpieczeństwa Publicznego Polski,  Komitet Wyzwolenia Narodowego, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, Komitet ds. Bezpieczeństwa Publicznego oraz jednostki organizacyjne podległe tym instytucjom.

I generalnie wywołuje ogromne protesty. Jej przeciwnicy punktują, że jest źle napisana, że uderza w uczciwych, Bogu ducha winnych ludzi.

Grzegorz Majchrzak z IPN tłumaczy nam: - Ustawa powinna objąć tych, którzy znaleźli się na etatach esbeckich, Biura B, albo BOR. Niewiele osób pamięta, że BOR wchodził w skład SB. Natomiast tych, którzy byli na etatach milicyjnych, np. ZOMO, ta ustawa nie obejmuje. Obejmuje SB.

W PRL były kluby milicyjne (np. Wisła Kraków czy Gwardia Warszawa) i wojskowe (Śląsk Wrocław, Legia Warszawa). Sportowcy byli sportowcami, ale też z racji klubu wciągnięci byli na resortowe listy płac. Teraz na byłych zawodników padł blady strach, że z nieswojej winy państwo zabierze im pieniądze. O kogo chodzi?

Ten sam Grzegorz Majchrzak, również autor książki "Tajna historia futbolu. Służby, afery i skandale" w niedawnej rozmowie z WP Sportowe Fakty nie miał wątpliwości mówiąc o niektórych z nich: - Tak, formalnie zawodnicy Wisły Kraków mogli występować w takim charakterze (ZOMO) lub też jako funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, które podlegało SB. To już przypadek głównie Gwardii Warszawa. Ciekawa jest historia Antoniego Szymanowskiego, który przechodząc z Wisły Kraków do Gwardii jednocześnie zamienił ZOMO na BOR. Słynna była też sprawa Zdzisława Kapki, który napisał, że był współpracownikiem SB. Nie do końca miał rację. Był po prostu na etacie.

Teraz mówi: - Jeżeli byli tylko na etacie milicyjnym, to nie powinni podlegać ustawie. Jeśli na etacie SB – to tak. Trzeba tylko dodać jedną bardzo ważną rzecz: to nie jest tak, że oni na te etaty trafiali, bo ich brano na siłę. Oni na własne życzenie byli na tych etatach. To jest bardzo ważne. O tym mówił Andrzej Iwan. On w dniu wprowadzenia stanu wojennego bardzo się cieszył, że się nie zdecydował, bo bał się, że go na ulicę wygonią. I proszę pamiętać w kontekście sportowców, że wtedy podobno bokserów Wisły wygoniono na ulicę jako funkcjonariuszy. Pamiętajmy też, że jednak wielu sportowców nie decydowało, na jaki etat trafiali.

W styczniu tego roku Rzecznik Praw Obywatelskich poinformował, że wypracowuje stanowisko w sprawie tej ustawy. I jako przykład wniosku jaki otrzymał podał: "Pan Y. był sportowcem w czasach PRL uprawiającym swoją dyscyplinę – jak to bywało w tamtych czasach – na etacie w MSW. Zdobył nawet jako sportowiec sporą renomę. Teraz straci znaczną część swojej renty".

Grzegorz Skrzecz, też były pięściarz milicyjnej Gwardii Warszawa, brat Pawła: - Byliśmy zatrudnieni na etatach tak jak pracownicy Komendy Stołecznej. Była tam grupa sportowa. Byliśmy zawodnikami, to było normalne. Mieliśmy takie same prawa jak pozostali funkcjonariusze. Tylko byliśmy sportowcami, nasze obowiązki były sportowe. Znam ludzi cywilnych, którym już pozabierano pieniądze, oni zostali o tym powiadomieni. Sam Skrzecz na razie nic nie wie, aby miał podlegać ustawie.

W Biurze Ochrony Rządu zatrudniony był kiedyś Andrzej Strejlau. To było w latach 60., przez siedem miesięcy, gdy grał w Gwardii Warszawa. - W BOR pensję mi przyznawano. Na razie nic mnie nie dotknęło. Trudno, żeby mnie dotknęło za 7 miesięcy gry.

Marek Motyka, były piłkarz Wisły Kraków trochę się oburza, gdy dostaje pytanie o możliwe sankcje z racji gry w milicyjnym klubie. – To wszystko była lewizna, fikcja. Nie mieliśmy żadnych uprawnień. To, że komendant był prezesem klubu, była nasza wina? Przychodząc do klubu spotykał pan taką sytuację jaka była. I nie było wyjścia. Nie było zawodu trenera, piłkarza. Podczepiano nas pod zupełnie lewe etaty. Jak my możemy się porównywać do praktyków, funkcjonariuszy z przeszkoleniem, legitymacjami. To jest śmieszne.

Starszy od niego, 66-letni dziś Kazimierz Kmiecik, legenda Wisły Kraków i reprezentacji Polski, członek "Orłów Górskiego" jakby jednak przeczuwał, że niedługo przyjdzie do niego pismo zabierające mu część pieniędzy. Mówi nam: - Wypowiem się, jak przyjdzie pismo. Do miesiąca będę wszystko wiedział. Wszystkim chyba przysyłają. Na razie nic nie wiem i nie wypowiadam się. Czekam na decyzję. Mieliśmy fikcyjne etaty, nic nie wiedzieliśmy. Byliśmy tylko piłkarzami.

Zabierać tym, co donosili 

Jan Tomaszewski był nie tylko piłkarzem, ale wiele lat później politykiem po obu stronach barykady. Według niego ustawa nie powinna dotykać osób, które były na resortowych etatach, często o tym nawet nie wiedząc. Powinna dotykać tych, którzy naprawdę drugiemu człowiekowi szkodzili. On za komuny grał w milicyjnej Gwardii Wrocław i wojskowych: Śląsku Wrocław i Legii Warszawa. W Gwardii etatu nie miał. W Legii był zatrudniony w jakiejś jednostce, ale przyznaje, że nawet nie wiedział, w której. I był cywilem, a nie "obywatelem kapralem".

Wyjaśnia w rozmowie z nami: - Jakiś idiota kiedyś napisał, że byłem jakimś konsultantem SB. Powiedziałem, że to bzdura, bo nigdy nie byłem żadnym konsultantem. I co ciekawe, wtedy w Sejmie rozmawiali ze mną pan premier Kaczyński i Antoni Macierewicz. I usłyszałem, że jestem czysty jak łza. Mało tego, mogę wystąpić o status pokrzywdzonego, bo to na mnie donoszono. Nie interesowało mnie to, bo nie miałem z tego powodu żadnych konsekwencji. Choć wiedziałem, bo powiedzieli mi to pracownicy IPN, że w reprezentacji byli współpracownicy. Na olimpiadzie w Monachium było ich 3-4, na mistrzostwach świata w Argentynie i Meksyku też. Nie chciałem dochodzić kto, to byli moi koledzy z boiska. A że pracowali tam, gdzie pracowali, to trudno.

- Ja bym chciał wiedzieć, czy oni komuś zaszkodzili czy nie. Czy były pokwitowania pieniężne. Czy ludzie, na których oni pisali, ponieśli jakieś konsekwencje. I komuś takiemu wtedy zabierać pieniądze.

Pod koniec sierpnia Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar stwierdził na antenie TVN 24: - Od początku pojawienia się tzw. Ustawy dezubekizacyjnej otrzymałem ponad tysiąc skarg, które przedstawiają różne sytuacje życiowe. Wydaje mi się, że kolejne przypadki będą skłaniały do tego, żeby zastanowić się nad tym, że ustawa ma zbyt szeroki zakres i powoduje zbyt wiele tragedii ludzkich.

Źródło artykułu: