Dawid Nowak: Nie czerpię przyjemności... z gdybania

PAP / Piotr Polak
PAP / Piotr Polak

Wielu ekspertów uważa go za pechowca, bo jak nie urazy, to z gry na dłuższy czas wyeliminował go stanozozol, który znajduje się na liście niedozwolonych środków. Oto Dawid Nowak.

Gdy Leo Beenhakker prowadził reprezentację Polski wiązał poważne plany z Dawidem Nowakiem. Wychowanek Unii Hrubieszów dostawał potem powołania od Franciszka Smudy i Adama Nawałki, ale uzbierał tylko 8 występów w biało-czerwonych barwach. Gdyby nie kontuzje, dodajmy dość liczne, jego przygoda z futbolem potoczyłaby się zapewne inaczej, lepiej. A dziś wielu ekspertów uważa Nowaka za pechowca, bo jak nie urazy, to z gry na dłuższy czas wyeliminował go... stanozozol, który znajduje się na liście niedozwolonych środków.

Jaromir Kruk, "Piłka Nożna": Często ludzie pytają pana o stanozozol?

Dawid Nowak: Szczerze mówiąc to nie. Generalnie to nie jest temat, nad którym lubię się rozwodzić. Nie zamierzam się z niczego tłumaczyć, bo nie czuję się winny. Na pewne kwestie nie miałem żadnego wpływu, ale walczyłem o swoje dobre imię i zawieszenie zostało skrócone z dwóch lat do półtora roku. A teraz możemy przejść do futbolu.

[b]

Trudno się wraca po dłuższym rozbracie z piłką na boisko?
[/b]
Nie jest łatwym zadaniem powrócić do optymalnej dyspozycji. Nie mogłem trenować z żadną drużyną, ale ćwiczyłem sam, lub z Piotrem Jankowiczem, który obecnie pracuje w Pogoni Szczecin. Żadne indywidualne zajęcia nie zastąpią jednak treningów z drużyną i meczów. Moja przerwa była długa, ale przetrwałem i wróciłem głodny futbolu. Uwielbiam grać w piłkę i nie mogłem się doczekać momentu, kiedy znów zagram o punkty, strzelę gola. Pierwsze trafienie w Termalice dało mi niesamowitą radość. Drugie też, bo przypieczętowało nasz awans do czołowej ósemki ekstraklasy.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia

Czuje się pan pechowcem?

Chodzi panu o moje kontuzje? Sporo ich było, mogłem zaliczyć więcej meczów w ekstraklasie, ale mogłem też mniej. Nie ma sensu patrzeć za siebie.

Z czego wynikało to pasmo urazów?

Zastanawiałem się i nie doszedłem do żadnego wniosku. Zawsze profesjonalnie podchodziłem do futbolu, prowadziłem się sportowo, zwracałem uwagę na właściwe odżywianie i tak dalej, i tak dalej. Dziwiło mnie, że urazy trafiały akurat na mnie. Leczyłem się i rehabilitowałem u najlepszych fachowców, wracałem i... znowu. Nic już na to nie poradzę, wierzę, że teraz los mi coś zwróci i będę mógł skupić się na grze w piłkę.

Kiedy był pan najbliżej transferu zagranicznego?

Nie było takiego tematu. O moich przenosinach za granicę poczytałem sobie trochę w gazetach, internecie i uśmiechałem się widząc nazwy klubów. Jakieś tam zapytania się pojawiały, lecz zero konkretów. Jeśli chodzi o nasze topowe kluby to będąc zawodnikiem GKS Bełchatów znajdowałem się o krok od Legii Warszawa, Lecha Poznań, Wisły Kraków. Blisko, a jednak daleko. Musiałbym znów opowiadać o kontuzjach, a nie jestem człowiekiem, który nie czerpie przyjemności z gdybania.

Dużo menedżerów kręciło się wokół pana?

Jak zawodnik strzela gole i jest powoływany do reprezentacji kraju zainteresowanie nim robi się duże. Byłem związany z jednym agentem umową, a jak dzwonili inni, i to całkiem wielu, to odbierałem telefon, grzecznie porozmawiałem i tyle. Każdy chce zarobić, rozumiem to. Jak gra się słabiej - menedżerowie zapominają o tobie. Czy mam mieć o to pretensje? Nie mam, bo tak funkcjonuje świat futbolu.

Czuł się pan kiedyś jak król Bełchatowa?

W GKS przeżyłem świetny okres, z tego zespołu wypromowałem się do reprezentacji Polski. Nie uważałem się za króla, ale miejscowi kibice mnie szanowali. Jestem normalnym człowiekiem, któremu nigdy nie groziła woda sodowa. W Bełchatowie grałem w fajnej ekipie. Łukasz Garguła, Dariusz Pietrasiak, Grzesiek Fonfara, Tomek Wróbel, Radek Matusiak, Mateusz Cetnarski, mógłbym wymieniać i wymieniać nazwiska.

Pytał pan, czy czuję się pechowcem, tymczasem mogłem się uważać także za szczęściarza, gdy ze Zdroju Ciechocinek sprowadzał mnie do GKS Bełchatów Orest Lenczyk. Pod skrzydłami tego znanego i znakomitego szkoleniowca zdobyłem szlify w ekstraklasie, strzeliłem pierwsze gole. Lenczyk poświęcał mi dużo czasu, zwracał uwagę na błędy, wyjaśniał jak je korygować i stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Nie ma się co oszukiwać, dzięki Lenczykowi zauważył mnie Leo Beenhakker, przyszły powołania do reprezentacji.

Nie ma się też co oszukiwać, naszej ekstraklasie obecnie brakuje Oresta Lenczyka. Z mojej perspektywy żal, że GKS Bełchatów poleciał z hukiem do pierwszej, potem drugiej ligi. Patrzę na skład i wydaje mi się naprawdę niezły, ale w piłce nożnej pewnych rzeczy logicznie wytłumaczyć się nie da. Wierzę, że po chudych czasach znowu przyjdą tam tłuste.

Jak pan oglądał finały Euro 2008 i 2012 pojawiało się przeświadczenie, że mógł pan brać udział w tych turniejach?

Ze swojej reprezentacyjnej przygody nie jestem zadowolony, nie da się tego ukryć. 8 meczów, bez trafień - słabo to wygląda, a tych spotkań mogło być zdecydowanie więcej. Mogłem zagrać chyba 6-8 razy w eliminacjach mistrzostw Europy i mistrzostw świata, ale pokrzyżowały to kłopoty zdrowotne. Jesteś w klubie i dostajesz info, że przyszło powołanie - czujesz wtedy niesamowitą frajdę. Nagle jakiś głupi uraz zamyka ci drogę na zgrupowanie, do udziału w meczu. Ciężko to przyjąć.

Beenhakker coś we mnie widział, Franciszek Smuda także umieszczał mnie w swoich planach. Na pewno mogłem w tych spotkaniach, w których wystąpiłem pokazać się z lepszej strony, coś strzelić. Reprezentacja Polski to wyjątkowa drużyna, o grze w niej się marzy, walczy ze wszystkich sił, a mnie szyki pokrzyżowały kontuzje. Pamiętam jak u Beenhakkera cztery razy z rzędu w ostatniej chwili z wyjazdu na kadrę wyeliminowały mnie pechowe urazy.

Adam Nawałka też pragnął mnie sprawdzić, dostałem zaproszenie na towarzyskie potyczki ze Słowacją i Irlandią jesienią 2013, ale oczywiście przydarzyła się kontuzja. Euro 2008 i 2012 oczywiście oglądałem w telewizji, staram się nie opuszczać żadnych spotkań drużyny narodowej i jestem pełen nadziei jeśli chodzi o przyszłoroczny mundial w Rosji.

Ma pan 32 lata, ale chyba nie uważa się pan za wypalonego piłkarsko?

Moje przerwy w grze wywołały apetyt na granie i gole. Mogę zadeklarować, że będę się uganiał za futbolówką póki zdrowie pozwoli.

Co zadecydowało, że Marcin Węglewski pana odkurzył?

Celem mojego obecnego zespołu na ten sezon było znalezienie się w czołowej ósemce ekstraklasy po części zasadniczej. Wiosną nie wiodło nam się zbyt dobrze, a trener Węglewski dokonał paru zmian w podstawowym składzie. Dostałem szanse, strzeliłem bramki Piastowi i Koronie, znaleźliśmy się w tej lepszej połówce tabeli. Nie ekscytuję się tymi dwoma trafieniami, choć na pewno bardzo mnie ucieszyły. Dobry napastnik nie ma prawa spoczywać na laurach, kolejnych goli wymagają ode mnie w klubie, je też wymagam tego od siebie.

Jak piłkarze zapatrują się na konflikt medialny byłego szkoleniowca klubu z Niecieczy, Czesława Michniewicza z obecnym, wcześniej jego asystentem?

To nie jest nasza sprawa. Piłkarze mają się skupiać na trenowaniu, na grze, by osiągać jak najlepsze rezultaty. W meczach grupy mistrzowskiej na większym luzie możemy pokazać, że stać nas na demonstrowanie ciekawego futbolu.

Obowiązujący system rozgrywek ekstraklasy nie wywołuje u pana mieszanych uczuć?

Plus - na pewno dużo meczów do rozgrywania, minus - dzielenie punktów. 7 dodatkowych kolejek może w większym stopniu wpłynąć na miejsce w tabeli niż 30 spotkań z fazy zasadniczej. Pamiętam z czasu gry w Cracovii jak wypadliśmy z ósemki i nagle zamiast walki o wyższe cele trzeba było się przestawić na ciężkie boje o utrzymanie. Z dziesięciu punktów przewagi nagle robi się pięć, takie są uroki dzielenia dorobku.

Cracovia sobie poradzi w kluczowej części ekstraklasy w bieżących rozgrywkach?

Pasy mają pakę i uważam za sensację fakt, że grają w grupie spadkowej. Na pewno sobie poradzą, trzymam za Cracovię kciuki, bo w tym klubie też czułem się dobrze, miałem fajny okres i zostałem powołany do kadry trenera Nawałki. Tego się nie zapomina.

W Niecieczy też jest taka presja jak w Cracovii?

W tym sezonie sami skomplikowaliśmy sobie sytuację, bo po niezłej jesieni wpadliśmy w turbulencje. Presja była, czuło się to w klubie, ale nie można się dziwić. Mecz z Koroną w Kielcach kosztował nas sporo nerwów, pełny stadion, doping tamtejszych kibiców zagwarantowały super otoczkę. Korona przegrała 0:1, a w doliczonym czasie strzeliła gola, którego nie uznano i była za burtą. Na chwilę, bo trafienie Wisły Płock w Gdyni poruszyło tabelę. W końcu i my, i kielczanie radowaliśmy się z wejścia do lepszej ósemki. Nerwowe zmagania zakończyły się pozytywnie.

20-tysięczny Hrubieszów doczeka się piłkarskiej ekstraklasy?

To miasto z biednego regionu i nie ma tam takich ludzi jak państwo Witkowscy w Niecieczy, którzy nie szczędzą środków oraz czasu na futbol i świetnie poukładali klub. Ja cieszę się, że Unia funkcjonuje i śledzę rywalizację w czwartej lidze lubelskiej. Jestem lokalnym patriotą i chciałbym, żeby jak najwięcej klubów z tamtych okolic grało jak najwyżej. Motor znajduje się na dobrej drodze i maszeruje po awans do drugiej ligi, rosną szanse Górnika Łęczna na utrzymanie w elicie. W końcu tamtejsza młodzież, także z Hrubieszowa, musi mieć jakieś perspektywy.

To może jak Dawid Nowak postrzela znów goli w ekstraklasie zgłosi się po niego jakiś klub zagraniczny?

Wątpię w taki scenariusz. Zagraniczny futbol oglądam wnikliwie w telewizji. Jestem fanem Barcelony i zabolała mnie lekcja od Juventusu. W szatni w Niecieczy były wrzuty pod moim adresem, ale Barca wcześniej czy później wróci na szczyt w Lidze Mistrzów. Teraz z racji Gianluigiego Buffona, a uważam go za wzór sportowca, kibicuję Juve. Gigi ma 39 lat, a broni na najwyższym poziomie, za rok pewnie wystąpi na mundialu w Rosji. Życzę mu triumfu w najważniejszych klubowych rozgrywkach, tak brakującego do kolekcji, bo to by mu otworzyło drogę do Złotej Piłki, na którą zasłużył. Jak skończę grać w piłkę będę jeździł na różne mecze po całej Europie. Futbol to moja pasja i fajnie jest też być kibicem. Nie tylko przed telewizorem, ale i takim z prawdziwego zdarzenia.

Źródło artykułu: