Sandecja Nowy Sącz miała szansę na to, by zniwelować stratę do strefy gwarantującej awans do zaledwie jednego punktu. W pierwszej połowie zespół z Małopolski dominował, stworzył sobie kilka okazji do zdobycia bramki, ale gościom brakowało skuteczności.
Wydawało się, że gol zdobyty z rzutu karnego w doliczonym czasie gry przez Macieja Małkowskiego doda skrzydeł Sandecji. Nic bardziej mylnego, po chwili tyszanie wyrównali i był to kluczowy fragment spotkania w Tychach. - Dobrze zaczynamy, mamy mecz pod kontrolą, prowadzimy grę i mamy sytuacje, by objąć prowadzenie. Powinniśmy wcześniej podwyższyć wynik. To, co nas zabiło, to stracona bramka w bardzo dziwny sposób - przyznał trener Sandecji, Radosław Mroczkowski.
- Zabrakło nam koncentracji, dostaliśmy gola do szatni, którego się absolutnie nie spodziewaliśmy. To wywołało nerwowość. Możemy mieć pretensje do siebie, że nie strzeliliśmy więcej bramek, bo były ku temu okazje. Tak w piłce bywa, trudno się z tym pogodzić. Z tej przewagi powinno nam się coś więcej wydarzyć. Na pewno nas to przytłoczyło, graliśmy dobrze, a przegraliśmy spotkanie - dodał szkoleniowiec Sandecji.
Sandecja Nowy Sącz w ligowej tabeli zajmuje siódmą pozycję i na swoim koncie ma 36 punktów. Strata do drugiego GKS-u Katowice wynosi cztery "oczka".
ZOBACZ WIDEO Piotr Zieliński: Wszyscy musimy ciągnąć ten wózek