W meczu z Czarnogórą, obrońca Sampdorii Genua ma niewielkie szanse gry. Jego pech polega na tym, że w reprezentacji Polski jest zmiennikiem Łukasza Piszczka, jednego z najlepszych prawych obrońców świata.
Bartosz Bereszyński jest kreowany na następcę piłkarza Borussii Dortmund.
Zimą przeszedł z Legii Warszawa do Sampdorii, zagrał kilka spotkań, ale ostatnio wylądował na ławce rezerwowych. Sam zainteresowany zapewnia, że to nie problem.
- Jestem we Włoszech dopiero dwa miesiące, byłem w kadrze meczowej na 10 spotkaniach, w sześciu zagrałem w pierwszym składzie. Będąc w pierwszej "11" nie przegrałem spotkania w Serie A, tylko raz w pucharze - wylicza.
ZOBACZ WIDEO Sześć goli w meczu Barcelony. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Na pewno jeśli przechodzi się z Ekstraklasy do Serie A to ten mały kryzys może się pojawić. Myślę jednak, że to było przejściowe, jestem przekonany że wywalczę sobie miejsce i nie oddam go do końca sezonu - dodaje z pewnością siebie.
Podkreśla, że bardzo istotne jest to, że stale pnie się coraz wyżej w piłkarskiej hierarchii.
- To kolejny krok do przodu. Bardzo istotne, żeby cały czas iść w gorę. Jeśli chodzi o ligę włoską, to gram co tydzień małą Ligę Mistrzów. Grałem już przeciwko Romie, Milanowi, Juventusowi. Występując przeciwko zawodnikom z takich zespołów, musisz być cały czas skoncentrowany, wchodzić na wyżyny - mówi.
Zawodnik nie boi się gorącej atmosfery Czarnogóry, bo na co dzień we Włoszech miewa różne sytuacje. Jak sam mówi: "dla wielu Włochów piłka to numer 1 w życiu".
Bereszyński jest przekonany, że Polska jedzie na eliminacje Mistrzostw Świata do Podgoricy po trzy punkty.
- Mamy tak doświadczoną drużynę i tylu zawodników występujących na najwyższym poziomie, myślimy o wygranej. U nas grają piłkarze występujący na co dzień w najlepszych ligach, w Lidze Mistrzów, mają doświadczenie związane z EURO 2016. To nasze atuty - mówi.
- Na pewno nie powiemy, że jedziemy po remis. Mamy indywidualności, mamy świetną drużynę. To na pewno europejski top - zaznacza.
Wiadomo, że przeciwnicy będą grać ostro. "Bereś" podkreśla, że Polacy nie mogą się dać wytrącić z równowagi. Były piłkarz Lecha i Legii trafił jednak do ligi, w której obrońcy przez lata słynęli z bezkompromisowych chwytów. Wyrywanie włosów z nóg napastników, szczypanie, drapanie, takie rzeczy były kiedyś w Serie A na porządku dziennym.
- Dziś piłka jest taka, że robi się dużo, żeby wyprowadzić przeciwnika z równowagi. O takich ostrych zagraniach sporo słyszałem, ale ten stereotyp nie znalazł potwierdzenia w rzeczywistości. Czasy się zmieniły, wszędzie są kamery. Nie ma miejsca na szczypanie i rwanie włosów, co miało pewnie miejsce paręnaście lat temu. Raczej zostały tylko prowokacje słowne. Oczywiście dziś piłkarze to inteligentni ludzie, nie zniżamy się do pewnego poziomu - zaznacza piłkarz.