Tak na dobrą sprawę Legia na polskich boiskach w 2009 roku wygrała tylko raz. W lidze zanotowała dwa remisy, jedną porażkę z walczącą o utrzymanie Jagiellonią i wysokie zwycięstwo ze słabą Odrą Wodzisław (4:0). Tegoroczną statystykę uzupełnia jeszcze remis w meczu Pucharu Ekstraklasy z PGE GKS Bełchatów. Ostatnio Wojskowi nie zdołali strzelić bramki ostatniemu w tabeli Górnikowi i wszystko wskazuje na to, że w następnej kolejce również będą mieli ciężką przeprawę, bowiem jadą do Gdyni, by spotkać się z Arką, która w poprzedniej kolejce podzieliła się punktami z liderem. Szkoleniowca warszawiaków Jana Urbana musi martwić to, że jego podopieczni w ostatnich dwóch spotkaniach zdobyli tylko jedną bramkę, a przecież nie jest tajemnicą, że na Łazienkowskiej cierpią z braku napastników.
No właśnie: napastnicy... Bartłomiej Grzelak leczy kontuzję i prawdopodobnie w tym sezonie już nie zagra. Urban ma w obwodzie samą młodzież, ale ani 22-letni Adrian Paluchowski, ani o rok młodszy Kamil Majkowski nie gwarantują regularnego zdobywania goli. Do pełni sił wraca najlepszy strzelec Legii Takesure Chinyama. Piłkarz z Zimbabwe mimo, że w tym sezonie zdobył już 13. bramek, to jest przede wszystkim zawodnikiem nieregularnym i bardzo chimerycznym. Najlepszym dowodem na to, jak słaba jest pierwsza linia zespołu Urbana był właśnie pojedynek z Odrą. Legia co prawda wyraźnie zwyciężyła, ale wszystkie bramki zdobyli pomocnicy. Kilka miesięcy temu dziennikarze zapytali szkoleniowca, czy wyobraża sobie, że zostanie tylko z Chinyamą i Paluchowskim w ataku. - Byłoby to bardzo niebezpieczne. Koncentrujemy się przede wszystkim na lidze. Mistrzostwo jest naszym priorytetem i jeśli Takesure nie odniósłby kontuzji, to jestem sobie w stanie wyobrazić, że jakoś dokończymy sezon i rozegramy te 13 meczów, radząc sobie z problemem - ale różnie może być. Adrian zrobił postęp, strzelił dziesięć bramek w I lidze, ale i tak ciężko zrzucić na niego odpowiedzialność za strzelanie goli w zespole, który chce być mistrzem Polski - ta odpowiedź mówi wszystko.
Kto w nowym roku jest liderem Legii? Ciężko wskazać takiego gracza. O Rogerze Guerreiro najwięcej mówiło się po Mistrzostwach Europy, ale teraz nie jest on prawdziwym dowódcą w swoim zespole. Maciej Iwański wprawdzie do tego miana chciałby aspirować, lecz on również dobre występy przeplata słabszymi. W nowym roku najbardziej wyróżnia się o dziwo Piotr Giza. 29-latek drogę do pierwszej "jedenastki" Legii miał wyboistą i dopiero teraz wraca na właściwe tory. Kto więc ma kierować grą drugiej aktualnie siły w ekstraklasie?
Na dodatek trwa w najlepsze konflikt kibiców warszawskiego klubu z jego właścicielem, holdingiem ITI. Wszystko zaczęło się od feralnego wydarzenia w Wilnie, gdy podczas meczu pucharowego grupa pseudokibiców Legii wtargnęła na boisko i trzeba było przerwać spotkanie. Potem był jeszcze konflikt o herb klubu i ostatecznie od kilku dobrych miesięcy na stadionie przy ul. Łazienkowskiej nie ma dopingu. - Czego nam brakuje, żeby w końcu dobrze grać? Myślę, że wszyscy wiemy czego nam brakuje, bo myślę, że Legia jest jedyną drużyną w Europie, która cały sezon gra na wyjeździe. Nie rozumiem tego - nie pozostawia wątpliwości skrzydłowy Legii Miroslav Radović.