- Nie musi tak być, że to Lechia będzie miała piłkę, bo to my chcemy ich stłamsić - zapowiadał odważnie Rafał Grzelak, jeden z najbardziej chwalonych zawodników Korony. Gospodarze w ostatnim tegorocznym boju ligowym walczyli o miejsce w górnej "ósemce". Wiara w sukces była duża, bowiem trzy poprzednie pojedynki przed własną publicznością kończyły się ich zwycięstwem. Szyki chciała im jednak pokrzyżować prezentująca ciekawy i skuteczny futbol Lechia. - Wierzymy, że teraz tworzymy historię - mówił Piotr Nowak.
Jego podopieczni już po pięciu minutach mogli prowadzić. Groźny strzał Milena Gamakowa zatrzymał dobrze ustawiony Zbigniew Małkowski. Na odpowiedź nieco dłużej utrzymujących się przy piłce złocisto-krwistych czekaliśmy dziesięć minut, kiedy to Nabil Aankour, po świetnym podaniu Vanji Markovicia, przegrał pojedynek sam na sam z Vanją Milinkoviciem-Saviciem.
Walcząca o możliwość "zimowania" na fotelu lidera ekipa z Gdańska w 25. minucie miała uzasadnione pretensje do prowadzącego zawody Pawła Raczkowskiego. Arbiter z Warszawy, co potwierdziły telewizyjne powtórki, miał podstawy do odgwizdania rzutu karnego po faulu na Grzegorzu Wojtkowiaku. Zamiast "11" goście dostali rzut wolny.
Pojedynek na Kolporter Arenie nie miał wyraźnie przeważającej strony. Swojego szczęścia, z większym bądź mniejszym przekonaniem, szukali jedni i drudzy. I tak po strzale z dystansu Daniego Abalo swoją szansę miał Flavio Paixao. Portugalczyk reklamował zagranie piłki ręką przez interweniującego na wślizgu Radka Dejmka. Sędzia pozostał niewzruszony.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież
Po przerwie kibice długo byli świadkami mało atrakcyjnej rywalizacji. Akcje były szarpane, wyraźnie brakowało precyzji i elementu pozwalającego zaskoczyć dobrze ustawiające się formacje obronne obu ekip.
Niezadowolony z takiego obrazu gry Maciej Bartoszek posłał na plac Jacka Kiełba. Szybko okazało się, że trenerski nos nie zawiódł 39-latka. "Ryba" potrzebował zaledwie czterech minut, aby ucieszyć skromną publiczność, robiąc pożytek z podania Nabila Aankoura.
Szkoleniowiec lechistów szukał ratunku w roszadach. Zadanie rozruszania poczynań przyjezdnych otrzymali Rafał Wolski, Paweł Stolarski i Marco Paixao. Nic to nie dało. W szeregach faworyta mnożyły się proste błędy, i to w najważniejszych momentach.
Skuteczność była tego dnia zdecydowanie po stronie kieleckich scyzoryków, które w doliczonym czasie przypieczętowały triumf. A po raz drugi drogę do siatki znalazł bohater miejscowych, Jacek Kiełb. Korona po zmianie stron zaprezentowała dojrzałą, zespołową grę i wszystko wskazuje na to, że spędzi przerwę między rozgrywkami w czołowej ósemce.
Sebastian Najman z Kielc
Korona Kielce - Lechia Gdańsk 2:0 (0:0)
1:0 - Jacek Kiełb 61'
2:0 - Jacek Kiełb 90+1'
Składy:
Korona Kielce: Zbigniew Małkowski - Bartosz Rymaniak, Radek Dejmek, Elhadji Pape Diaw, Rafał Grzelak - Miguel Palanca, Vanja Marković, Mateusz Możdżeń, Nabil Aankour (88' Marcin Cebula), Dani Abalo (80' Vladislavs Gabovs) - Michał Przybyła (57' Jacek Kiełb).
Lechia Gdańsk: Vanja Milinković-Savić - Grzegorz Wojtkowiak, Joao Nunes, Rafał Janicki, Jakub Wawrzyniak - Flavio Paixao, Aleksandar Kovacević, Milen Gamakow (73' Marco Paixao), Sebastian Mila (64' Rafał Wolski), Sławomir Peszko - Grzegorz Kuświk (64' Paweł Stolarski).
Żółte kartki: Rafał Grzelak, Bartosz Rymaniak (Korona) oraz Sławomir Peszko, Aleksandar Kovacević, Rafał Janicki (Lechia).
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 4354.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież