22 maja na największym miejskim placu, nazwanym tak jak to mają we Włoszech w zwyczaju Piazza Garibaldi, 40-tysięcznego miasteczka z regionu Emilia-Romania zapanowała prawdopodobnie większa radość ze zwycięstwa Juventusu nad Milanem w finale Pucharu Włoch niż w samym Turynie. Bo to nie zamykało Sassuolo drzwi do Europy.
Z czwartej do pierwszej
Jego piłkarze, zajmując szóste miejsce w lidze i dystansując Milan o cztery punkty, sami je sobie uchylili i wstawili nogi w obronie przed ich zatrzaśnięciem, ale musieli liczyć na pomoc Starej Damy w otwarciu ich na oścież. I nie zawiedli się, gol Alvaro Moraty w dogrywce pozwolił dalej śnić na jawie. Oczywiście historia futbolu zna wiele podobnych do Sassuolo przypadków, ale całe szczęście, że od czasu do czasu w świecie zdominowanym przez wielkie pieniądze, wielkie transfery i wielkie kontrakty, ciągle się zdarzają i z niezmienną przyjemnością można je opisywać.
Gdyby niewątpliwy sukces tego klubu miał mieć jedną twarz, to byłaby to twarz Francesco Magnanellego. 31-letni pomocnik artystą nie był i nie jest, ciężką pracą i wytrwałością zasłużył na rozpoznawalne w lokalnych kręgach nazwisko i miejsce w Serie A. Do Sassuolo trafił w 2005 roku, kiedy niedługo po zakończeniu beztroskiego wieku juniora szukał dla siebie miejsca między dorosłymi. Nikt się o niego nie bił, ale czwartoligowy klub, który w historii zaczynającej się w 1920 roku wyżej nie podskoczył, specjalnie nie wybrzydzał. Już rok później Magnanelli został trzecioligowcem, a w 2007 roku spotkał na swojej drodze Massimo Allegriego, który w 2008 roku wprowadził Sassuolo do Serie B.
W niej Magnanelli zatrzymał się na pięć lat, ale to nie była walka o przetrwanie, w końcu Sassuolo dwa razy dostało się do play-offów. W 2013 roku wyskoczyło ponad zawsze loteryjne baraże i z pierwszego miejsca wstąpiło do eldorado. Z kapitanem Magnanellim, z trenerem Eusebio di Francesco.
Starsi kibice pamiętają go z boiska. Głównie z Romy, z którą świętował mistrzostwo kraju w 2001 roku, bardziej pamiętliwi - także z reprezentacji Włoch, dla której zagrał trzynaście razy. Zdyscyplinowany, przewidywalny, pożyteczny - taki był. Nietypowe imię zawdzięcza ojcu, który zapatrzony w legendarnego Portugalczyka pierworodnemu dał na pierwsze Eusebio zamiast zwyczajnie Luca, jak ponoć ustalił z małżonką.
(…)
Tomasz Lipiński
Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna"! Od wtorku w kioskach!
Czytaj więcej w "PN"
ZOBACZ WIDEO Piotr 'izak' Skowyrski - od youtubera do komentatora[3/3] (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wyraźna porażka Niemców ze Słowacją