Kontrowersje, łzy i zaskakujący bohater - ostatni finał Ligi Mistrzów w Mediolanie

Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Oliver Kahn
Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Oliver Kahn

Najbliższy finał Ligi Mistrzów nie będzie pierwszym, jaki zostanie rozegrany na San Siro. 15 lat temu na tym stadionie pełne emocji spotkanie wyłoniło zwycięzcę najważniejszych klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie.

W sobotę w Mediolanie poznamy zwycięzcę Ligi Mistrzów sezonu 2015/2016. Do walki o najważniejsze trofeum w klubowym futbolu na Starym Kontynencie staną dwie drużyny ze stolicy Hiszpanii - Real i Atletico.

Dwa lata temu w finale między tymi samymi drużynami lepsi okazali się Królewscy, którzy wygrali po dogrywce 4:1 (1:1). Czy tym razem znów do wyłonienia najlepszej drużyny w Europie potrzeba będzie 120 minut gry? Czy może dojdzie do rzutów karnych?

Rzuty karne, San Siro, Liga Mistrzów - brzmi znajomo. Ostatni finał Champions League jaki gościł San Siro zakończył się bowiem serią "11". Dokładnie 15 lat temu w stolicy Lombardii bój o puchar stoczyły Bayern Monachium i Valencia.

Obecnie pochłonięta problemami i zawodząca na każdym kroku swoich fanów drużyna z Walencji była wówczas potęgą. Finał w 2001 roku był dla niej drugim z rzędu - rok wcześniej nie dała rady Realowi Madryt (0:3). Takie nazwiska jak Canizares, Ayala, Mendieta, Kily Konzalez czy Adrian Ilie były znane wszystkim kibicom i budziły niemały respekt.

Naprzeciwko Nietoperzy stanął Bayern, dla którego z kolei ten mecz miał być lekiem na wracające od dwóch lat koszmary, przypominające pamiętny finał LM z Manchesterem United, przegrany w samej końcówce (1:2). Tym razem Bawarczycy nie zamierzali wypuścić z rąk szansy na zdobycie pucharu.

Kibice i dziennikarze oczekiwali wspaniałego widowiska i takie otrzymali. Pełne zwrotów akcji, kontrowersji, dramatów graczy obu drużyn.

Już w 3. minucie Dick Jol dyktuje rzut karny dla Hiszpanów. Piłkarze Bayernu są wściekli na sędziego, ale Mendieta podchodzi do piłki i wyprowadza Valencię na prowadzenie. W odpowiedzi karnego mają Niemcy, ale Mehmet Scholl uderza z kolei fatalnie i jego strzał broni Canizares.

W drugiej połowie kolejna kontrowersja - arbiter znów wskazuje na wapno, tym razem po zagraniu ręką obrońcy Valencii Amadeo Carboniego. Nie pokazuje mu jednak za to drugiej żółtej kartki, a w konsekwencji czerwonej. Do wyrównania doprowadza Steffan Effenberg.

Wynik nie ulega zmianie do 90. minuty, więc mamy dogrywkę. Dodatkowe dwa kwadranse również nie przynoszą rozstrzygnięcia. Potwornie zmęczeni zawodnicy muszą szykować się do rzutów karnych.

- Gdy sędzia zakończył dogrywkę byłem załamany. On potrafi niemal wszystko. Jest geniuszem. Nie umie jednak jednego - bronić rzutów karnych - mówił potem menedżer Bayernu Ulli Hoenness. Seria "11" była jednak jego popisem. Bramkarz Bawarczyków Oliver Kahn obronił aż trzy rzuty karne i został bohaterem Monachium. Piłkarze Valencii nawet nie próbują powstrzymać łez.

Porażkę najbardziej przeżywa Canizares, który płacze i nie podnosi się z murawy. Dochodzi wtedy do pięknego momentu - Kahn zostawia cieszących się kolegów i podchodzi do Hiszpana, pocieszając go i gratulując jednocześnie znakomitego występu. Za ten gest Niemiec otrzyma później nagrodę Fair Play od UEFA.

- Ten mecz był dla nas ostatnią szansą, ostatnim momentem dla naszej generacji na wielki sukces. Wielu z nas osiągnęło wtedy szczytową formę, której nie da się utrzymać przez długi czas. Wydarzeń z Mediolanu nie zapomnę nigdy - mówił po latach bohater Bayernu.

Czy sobotni finał w Mediolanie będzie równie dramatyczny jak ten sprzed 15 lat? Bohaterem znów może zostać bramkarz - Jan Oblak i Keylor Navas to jedni z najlepszych golkiperów na świecie. Ten drugi jest nawet specjalistą od bronienia "11".

Historia z 2001 roku pokazuje jednak, że nie zawsze jest to gwarancją sukcesu.

Komentarze (0)