W czterech rozegranych pod wodzą Dariusza Wdowczyka meczach Biała Gwiazda zdobyła 10 z 12 możliwych do zdobycia punktów, ale świetny finisz sezonu zasadniczego nie wystarczył krakowianom do tego, by w fazie finałowej wystąpić w grupie mistrzowskiej.
W ostatniej kolejce wiślacy mieli wszystko w swoich rękach i by awansować do pierwszej "8", musieli pokonać Zagłębie Lubin. Beniaminek postawił jednak Wiśle twardsze warunki niż wcześniej Termalica Bruk-Bet Nieciecza (4:2), Jagiellonia Białystok (5:1) oraz Ruch Chorzów (3:2) i remis 1:1 nie dał Białej Gwieździe miejsca w "8".
- Może Zagłębie nie było najtrudniejszym rywalem, ale ranga spotkania była najwyższa. Każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego, że ten mecz decydował o wszystkim. Goniliśmy rywali i to, co niedawno wydawało się nierealne, nagle stało się realne. Wystarczyło tylko wygrać - mówi Wdowczyk.
Wisła zagra o utrzymanie w Ekstraklasie po raz pierwszy od sezonu 1996/1997. Dla krakowian to całkiem nowe okoliczności.
- To oczywiste, że w gra w grupie mistrzowskiej automatycznie gwarantuje utrzymanie, a do tego po podziale punktów różnice między zespołami są tak małe, że można się było pokusić o coś więcej, niż tylko samo bycie w "ósemce" - twierdzi trener Wisły.
- Jednak w grupie spadkowej różnice między zespołami też zmalały i mamy świadomość miejsca, w jakim się znajdujemy. Chciałbym jednak, żebyśmy po tych siedmiu meczach byli na 9. pozycji. Nie będzie to jednak łatwe, bo będzie stres, będą nerwy, ale wszyscy będą przeżywać to tak samo - dodaje opiekun Białej Gwiazdy.
Zobacz. Borczuch: Podbeskidzie pokrzywdzone na własne życzenie
{"id":"","title":""}