Pomijając sytuacje, w których piłkarze zamieszani są w afery korupcyjne lub kierują się tylko czystym zyskiem na swej sportowej drodze, będę stawać w obronie tych, którzy mimo bieżących niepowodzeń (czysto sportowych!) mogą pochwalić się bogatym CV, i którzy dostarczali nam przez wiele lat sporo pozytywnych emocji. Maciej Żurawski był kiedyś "władcą muraw" i deklasował takie zespoły jak Schalke 04 czy AC Parma (pamiętacie?), Euzebiusz Smolarek godnie reprezentował nas i w Holandii i w Niemczech, Jerzy Dudek pomagał Liverpoolowi zwyciężyć w Lidze Mistrzów. Wszyscy trzej znaleźli się w ogniu krytyki, gdy przestało im się powodzić. A stosunek mediów i kibiców do ich sytuacji przypominał zwykły zmasowany atak, mający na celu bardziej poniżyć, aniżeli wskazać rzeczowo błędy, jakie popełnili. Można tym graczom konstruktywnie zarzucać, że podjęli złe decyzje, wiążąc się ze swoimi aktualnymi klubami. Ale nie można krytykować ich, nie okazując szacunku dla tego, kim są i co dla polskiego futbolu zrobili.
Jacek Krzynówek też nieco zbłądził; bezdyskusyjnie, choć nie do końca ze swojej winy. Nie znalazł uznania w oczach Felixa Magatha w zespole VfL Wolfsburg i rzadko wybiegał na murawę, dużo częściej spoczywając na krzesełkach trybun Volkswagen Arena. Nasz reprezentacyjny pomocnik od dawna próbował wyrwać się z "magathowskich" sideł i grać w jednej z najsilniejszych lig świata, jaką bez wątpienia jest Bundesliga. Odczekał swoje, odcierpiał i znalazł nowego pracodawcę. Hannover 96 z otwartymi ramionami przyjął go w swe szeregi i mocno bym się zdziwił, gdyby nasz pomocnik znowu wylądował na ławce.
Ale najważniejsze jest to, co działo się w międzyczasie. Pamięć o tym, ile ważnych goli zdobył dla polskiej reprezentacji i jak fantastyczne mecze rozgrywał chociażby w barwach Bayeru Leverkusen, szybko przeminęła. Ci sami, którzy wychwalali Krzynówka za dynamiczne rajdy lewą stroną boiska i atomowe uderzenia na bramkę rywali, gdy zawodnikowi przestało się układać, znaleźli dla niego miejsce w rynsztoku. Opluwanie, oczernianie i mieszanie z błotem piłkarzy przeżywających kłopoty w swoich klubach stało się domeną polskiego środowiska kibicowskiego. Nie ma mowy o świętościach, o poszanowaniu dokonań i wkładu w rozwój naszego futbolu. Wymagamy od naszych graczy wielkich czynów, a sami nie potrafimy zdobyć się choćby na gest zrozumienia i szacunku.
Krzynówek ma jeszcze trochę czasu, by przypomnieć o swoich umiejętnościach. Wciąż potrafi wznosić się na wyżyny i mobilizować zespół do lepszej gry. Nie róbmy pogrzebu zawodnikowi jeszcze za życia, skoro jest w stanie przez 2-3 lata godnie reprezentować swoją drużynę. I pamiętajmy o tym, ile razy skakaliśmy z radości przed telewizorami w reakcji na jego strzały, dające zwycięstwa naszej reprezentacji.