Holender miał wpłynąć na zespół autorytetem wielkiego trenera z sukcesami i doświadczeniem. Miał dać jakość, jakiej zabrakło, po namaszczeniu na następcę odchodzącego po 27 latach na zasłużoną emeryturę Sir Aleksa Fergusona, innemu Szkotowi Davidowi Moyesowi. Więcej światła na wybór rzuciła wydana w ubiegłym roku biografia słynnego menedżera pod tytułem "Leading" stawiająca wcześniejszego opiekuna Evertonu jako opcję numer sześć. - Mourinho dał słowo Abramowiczowi, Ancelotti dogadał się już z Realem. Chcieliśmy Kloppa, ale on sprawiał wrażenie szczęśliwego w Dortmundzie i chciał podpisać nową umowę. Z kolei Louis van Gaal zdecydował, że chce pracować z reprezentacją Holandii do mistrzostw świata - czytamy, a listę uzupełnia Pep Guardiola, który mimo zapowiedzi złożonej w czasie wspólnej kolacji w Nowym Jorku, przed powrotem do zawodu po rozstaniu się z Barceloną nie zadzwonił do Sir Aleksa, tylko podpisał kontrakt z Bayernem Monachium.
Za dużo dziesiątek
Patrzenie na zmiany w United w 2013 roku tylko przez osobę menedżera to połowa prawdy. W tym samym czasie ze stanowiska dyrektora wykonawczego klubu odszedł po dziesięciu latach pracujący na sukcesy z wygodniejszego, ale tylnego fotela David Gill. W temacie zarządzania i poruszania się po rynku transferowym to ta sama półka co Ferguson. Osoba następcy – Eda Woodworda – przez bliskie związki z amerykańską rodziną właścicieli Czerwonych Diabłów Glazerów, którym doradzał przy przejęciu kontrolnego pakietu akcji klubu, budziła wiele kontrowersji wśród kibiców. Księgowy wcześniej zajmujący się promocją i pozyskiwaniem sponsorów, został rzucony na nowy odcinek, gdzie wyglądał na kompletnie zagubionego. Wejście w świat wielkich agentów i nawiązanie kontaktów z potężnym Jorge Mendesem kosztowało warty 75 milionów euro transfer Angela Di Marii z Realu Madryt i legendarną już tygodniówkę Radamela Falcao mającą wynosić 350 tysięcy funtów. Kiedy Woodword porządkował kadrę jeszcze z Moyesem do gry na pozycji numer dziesięć miał Juana Matę, Shinji Kagawę, Adnana Januzaja, Marouane Fellainiego oraz Di Marię, a w środku obrony dziury musieli łatać nastolatkowie.
Pierwszy wyrzut sumienia duetu to Fellaini, z którym w składzie zespół przegrał około 70 procent rozegranych meczów w Premier League. Drugi – pięcioipółletni kontrakt z Waynem Rooney’em obowiązujący od lutego 2014 roku, podpisany dwa miesiące przed zwolnieniem Moyesa, i gwarantujący 300 tysięcy funtów tygodniowo. Oznacza, że całe MU dalej będzie kręciło się wokół Wazzy, przy którym zaczęto zadawać pytania czy dalej jest silny sportowo czy jest raczej kreacją marketingową dominującą w Premier League. Szykowany do roli osobowości pokroju Erica Cantony nie sprostał zadaniu. Jednak dyrektor każdą decyzję bronił bezgranicznym zaufaniem płynącym ze Stanów Zjednoczonych od Glazerów. Dlatego ze zdaniem Woodworda nie mógł dyskutować nikt. Na każdą porażkę w sportowym zarządzaniu MU miał sukces na polu biznesowym, dopinając rekordowe kontrakty na dostawę sprzętu sportowego (adidas za 70 milionów funtów rocznie), nazwy ośrodka treningowego (180 milionów przez 8 lat od AON) i sponsora na koszulkach (Chevrolet – 53 miliony za sezon). W połączeniu z nowym kontraktem na sprzedaż praw telewizyjnych do pokazywania angielskiej ekstraklasy obowiązującym od przyszłego sezonu to jedno z pewniejszych zabezpieczeń budżetu na mapie futbolu klubowego. Możliwości nie udało się wykorzystać w pełni zasypując dziury po braku awansu do Champions League.
Gdy zapuka Vieira
Nazwiska Fergusona i Gilla, których odejście wstrząsnęło w posadach Old Trafford, uzupełnia Brian McClair. Były napastnik United i reprezentacji Szkocji przez dziewięć lat, do lutego 2015, zajmował stanowisko dyrektora klubowej akademii, pracując na miano jednego z najlepszych specjalistów na Wyspach. Odszedł do szkockiej federacji futbolu zostawiając w Manchesterze szkółkę, której zespół do lat 21 wygrał w zeszłym sezonie mistrzostwo kraju. Sukces przykrywa prawdę o całej strukturze.
W United dalej żyją legendami Cudownych Dzieciaków Matta Busby’ego i Klasy ’92 Fergusona, przez lata nic nie robiąc sobie z konkurencji sąsiadów z City napędzanych petrodolarami. Obywatele w ekspresowym tempie nadrobili straty do Czerwonych Diabłów, wyprzedzając rywali infrastrukturą i zarządzaniem akademią, by w najbliższych latach nie doszło do powtórki z historii, gdy Ryan Giggs po treningach w MC dał się w wieku 14 lat skaperować United. Tak jak wtedy na ganku mamy Walijczyka stanął osobiście Ferguson, tak od kilku lat osobiście do drzwi nowych kandydatów puka ambasador akademii Patrick Vieira, sypiąc z rękawa obfitości – od miejsca w prywatnej szkole do stypendium dla rodziny. Niedawno City podebrało United najlepszego piłkarza w zespole jedenastolatków po tym jak jego starszego brata zwolniono z powodu wyhamowania rozwoju z akademii Diabłów. Przykłady można mnożyć. Nawet syn legendy Old Trafford Andy’ego Cole’a (195 meczów, 93 gole) jest w szkółce z niebieskiej części miasta.
Kompromis jakości
W szkoleniu reputację United ratuje szeroko krytykowany Van Gaal – od zatrudnienia skorzystał z aż czternastu wychowanków. To znak rewolucji a nie ewolucji, jak w przeszłości było z Klasą ’92 – co kolejny raz bije w politykę Woodworda, który w jednym okienku transferowym potrafił zrezygnować z Nemanji Vidicia i Rio Ferdinanda. Nad wartością sportową, szczególnie pierwszego, można dyskutować, ale strata w krótkim czasie tak wielu autorytetów budujących sukcesy w ostatnich latach nie mogła oznaczać zmniejszenia jakości, czego nie wyhamowało nawet podbudowywanie pozycji Rooney’a. Od udziału w ostatnim finale Ligi Mistrzów w 2011 roku w kadrze pozostali tylko WR i Michael Carrick. Van Gaal otrzymał środki na transfery, w wielu przypadkach godząc się na kompromisy jakości, ale nie ceny, nie mogąc zaoferować kandydatom możliwości gry w Lidze Mistrzów.
Michał Czechowicz
Czytaj więcej w "PN":
Rumaka deja vu. 38-latek znów powalczy o utrzymanie ->>