Hertha Berlin - klub który sprawił, że Łukasz Piszczek nie mógł spokojnie spać

Łukasz Piszczek znowu jest sobą. Jeden z najlepszych prawych obrońców świata po okresie słabszej gry wraca na szczyt. Akurat na mecz z Herthą Berlin, której tak wiele zawdzięcza.

W 2010 roku, zaraz po spadku Herthy Berlin do 2. ligi, nowy trener Marcus Babbel, przywitał w swoim gabinecie Łukasza Piszczka.

- Dobrze, że jesteś, chciałem pogadać - zaczął. Miał w planach budowę całej linii defensywnej wokół polskiego zawodnika. Ale Piszczek mu przerwał, rozłożył ręce i poinformował o ofercie z Dortmundu. Zbyt dobrej, by można było ją odrzucić.

Babbel podał mu rękę i życzył powodzenia, choć nie potrafił ukryć rozczarowania. Ojciec zawodnika opowiadał potem, że Łukasz miał wiele bezsennych nocy, bo tak bardzo związał się z klubem ze stolicy Niemiec, że to było dla niego naprawdę ciężkie przeżycie.

Ale Borussia Dortmund to była wielka szansa. Juergen Klopp budował tu ekipę, która miała niedługo stać się częścią "Wielkiej gry". Piszczek odgrywał w jego planach bardzo ważną rolę. W jednym z wywiadów dyrektor BVB, Hans Joachim Watzke, przyznał, ze polskiego piłkarza zauważyli przede wszystkim dlatego, że ma fantastyczne przyspieszenie. A dla nowej filozofii Borusii była to podstawa.

Ale to w Hercie nastąpił wielki skok jakościowy Polaka. Dokładnie w momencie, gdy trener Lucien Favre uczynił z niego prawego obrońcę. Nasz reprezentant był w tym czasie wielkim przeciwnikiem takiego rozwiązania.

Hertha wypatrzyła Piszczka, wówczas napastnika, podczas mistrzostw Europy do lat 19, które odbywały się w Szwajcarii w 2004 roku. Polak zdobył wtedy koronę króla strzelców. Zespół z Berlina kupił go, ale od razu wypożyczył do Zagłębia Lubin.

Do Berlina wrócił w 2007 roku, ale nie mógł się przebić w ataku. W końcu Favre zaczął swoje eksperymenty. Musiał zmierzyć się z krytyką, bo fani od razu chcieli efektów, dla Piszczka była to zupełnie nowa pozycja.

Zaczęło się od jakiegoś sparingu, którego po latach zawodnik nawet nie pamięta. Piszczek był w tym czasie lewym pomocnikiem, ale Favre ustawił go na prawej stronie obrony i wyszło to całkiem nieźle. Polak robił efektowne wypady, podłączał się do akcji drużyny i trener uznał, że było nieźle. Ale Piszczek wrócił na lewą pomoc.

Potem, w meczu z TSG 1899 Hoffenheim, lewy obrońca Herthy, Leandro Cuffre w 15 minucie meczu, doznał kontuzji. Favre zrobił kilka przetasowań wskutek których prawy obrońca Marc Stein poszedł na pozycję Cuffre, a Piszczek znalazł się na prawej obronie.

- Wtedy śmialiśmy się razem z trenerem z tego całego zamieszania. Wkrótce okazało się jednak, że Favre nie żartuje i ja też przestałem się śmiać - mówił Piszczek.

- Początki były ciężkie. Pamiętam mecz z Benfiką w Pucharze UEFA. Wówczas na mojej stronie grał argentyński lewoskrzydłowy, którego oglądałem na mistrzostwach świata do lat 20 w Kanadzie. Kilka razy wkręcił mnie w ziemię. Przegraliśmy 0:5 i tak właśnie wypromowałem Angela Di Marię - opowiadał.

Gdy do Herty przyszedł Friedhelm Funkel , uznał że nie ma sensu zmieniać czegoś co dobrze funkcjonuje. Polak grał na tyle dobrze, że znalazł się na celowniku Borussii. Z początku był tylko rezerwowym, ale gdy kontuzji dostał Patrick Owomoyela , Piszczek wskoczył na jego miejsce i z czasem stał się jednym z najlepszych prawych obrońców świata. Ostatnie miesiące były dla niego ciężkie, ale pod koniec eliminacji mistrzostw świata znowu grał świetnie. W meczach reprezentacji Polski ze Szkocją i Irlandią znowu był motorem napędowym kadry. W ostatnim wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" przyznał, że te mecze dały mu nową nadzieję. Właśnie wrócił do podstawowego składu BVB i w ostatnim meczu, z FC Ingolstadt 04 , był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku, trafił do "11 kolejki" oficjalnej strony Bundesligi.

Idealny moment. Akurat na pół roku przed Euro 2016.

Zobacz wideo: Robert Lewandowski z klocków Lego stanął na Narodowym

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: