Niechciany przez Smudę
Iljan Micanski dość długo występuje w polskiej lidze, ale wciąż jest młody, bo ma dopiero 22 lata. Zaczynał w Amice Wronki i już wtedy mówiono, że nie będzie zwykłym przeciętniakiem na polskich boiskach. W wielkopolskim klubie robił postępy aż do czasu połączenia się Amiki z Lechem Poznań. Trenerem Kolejorza został Franciszek Smuda, który nie widział w swojej koncepcji utalentowanego Micanskiego. Bułgar musiał szukać szczęścia gdzie indziej. Próbowano go w Koronie Kielce, ale tam również nie błyszczał. Wiosną dostał szansę w Odrze Wodzisław i rodzinna atmosfera posłużyła mu. Micanski zmartwychwstał. Zdołał strzelić pięć goli w lidze.
Zaufanie trenera
Urodzony w Błagojewgradzie piłkarz wrócił ponownie do Lecha. Nadal jednak nie cieszył się zaufaniem Smudy. Ten wolał stawiać na Piotra Reissa i Hernana Rengifo. Kiedy latem poprzedniego roku kupiono do Kolejorza Roberta Lewandowskiego, było pewne, że Micanski może nawet murawy nie powąchać. Skrzętnie skorzystało z tego Zagłębie, które wymieniało akurat cały atak. Ówczesny trener Miedziowych, Rafał Ulatowski kilka razy dzwonił do Micanskiego i namawiał go do gry w Zagłębiu. Bułgar zdecydował się podpisać trzyletni kontrakt z klubem z Lubina, chociaż wiedział, że może mu przyjść grać na zapleczu ekstraklasy. Zaważyło jednak co innego. - Trener przekonywał, że będzie stawiał na mnie. To dla mnie bardzo ważne. Muszę mieć zaufanie szkoleniowca, bo wtedy jestem w stanie pokazać, jak wiele potrafię - przyznawał Micanski. Wiele osób twierdziło, że robi błąd przenosząc się do zespołu, który został karnie zdegradowany. Bułgar wcale się tym nie przejmował i od początku jasno stawiał sobie cele. - Nikt nie wyobraża sobie, żebyśmy za rok nie awansowali. Król strzelców? Nie ma problemu - mówił ze śmiechem.
Micanski jak Warzycha
W Lubinie wiedziano, że były reprezentant bułgarskiej młodzieżówki to napastnik potrafiący strzelać bramki i to częściej niż raz na pięć meczów. To na nim miała opierać się siła ofensywna zespołu. Nikt jednak nie przypuszczał, że w rundzie jesiennej Micanski strzeli aż 21 goli! Dariusz Fornalak, były już trener Miedziowych, piał z zachwytu nad swoim podopiecznym. - W karierze zetknąłem się tylko z jednym podobnym napastnikiem. Nazywał się Krzysztof Warzycha. Micanskiego można do niego porównać - komplementował nietuzinkowego snajpera. I nie są to komplementy na wyraz. Łatwiej jest policzyć mecze, w których Micanski nie strzelił bramki. Było ich w sumie pięć.
Smuda będzie pluł sobie w brodę?
Wyśmienita forma Micanskiego może źle wpływać na samopoczucie Franciszka Smudy. Doświadczony trener Lecha nie przekonał się do umiejętności Bułgara. Latem zapłacił sporo pieniędzy za Roberta Lewandowskiego, który w całym poprzednim sezonie strzelił właśnie 21 goli - tyle, ile Micanski w minionej rundzie jesiennej. Smuda do dyspozycji ma jeszcze Hernana Rengifo i Piotra Reissa. "Reksio" jednak ma już swoje lata i jest tylko uzupełnieniem składu. Można wysnuć wniosek, że Micanski, wobec walki Lecha na trzech frontach (ekstraklasa, Puchar UEFA i Puchar Polski), byłby idealnym kandydatem do gry nawet w pierwszym składzie. Smuda postanowił inaczej, ale może pluć sobie w brodę, że miał takiego napastnika pod swoimi skrzydłami. Teraz Micanski jest wart dużo więcej niż pół miliona złotych.