Mario Gomez od czasu Euro 2012 nie zagrał w żadnym meczu reprezentacji Niemiec o punkty. Po brazylijskim mundialu Joachim Loew nie chciał skreślać 30-letniego napastnika i wystawił go w towarzyskim spotkaniu z Argentyną we wrześniu 2014 roku. "Super Mario" pudłował wtedy na potęgę i "Jogi" stracił do niego zaufanie.
Po transferze do Besiktasu Stambuł Gomez odżył i jest liderem klasyfikacji strzelców ligi tureckiej. Również ze względu na ofensywne problemy Loew po 14 miesiącach postanowił dać mu jeszcze jedną szansę. Na Stade de France w Saint-Denis napastnik otrzymał pełne 90 minut, by udowodnić swoją wartość, ale tego nie zrobił.
Niemcy ulegli Francji 0:2, a najlepszą okazję strzelecką miał właśnie Gomez - w 43. minucie po świetnym podaniu Thomasa Muellera stanął oko w oko z Hugo Llorisem i powinien skierować piłkę do bramki, ale posłał ją nad poprzeczką! "Ach Gomez! Przy takiej grze trudno będzie mu załapać się do kadry na Euro" - komentują dziennikarze "Bildu".
Gomez jeszcze dwukrotnie niecelnie uderzał na francuską bramkę. Czy coś go usprawiedliwia? "Walczył o każdą piłkę i był bardzo aktywny, miał najwięcej pojedynków ze wszystkich niemieckich zawodników. Dostawał przy tym niewiele podań i często był osamotniony w ataku" - analizuje niemiecka gazeta.
Niemcy we wtorek mają zmierzyć się z Holandią, ale wszystko wskazuje na to, że spotkanie zostanie odwołane na skutek tragicznych wydarzeń w Paryżu. Kolejnego powołania Gomez może się już nie doczekać, choć ambicja, którą wykazał się na Stade de France, nakazywałaby go nie skreślać. Zwłaszcza że Loew wielu opcji w ataku wciąż nie ma.