Owszem, w tym samym meczu po jego podaniach hat-tricka ustrzelił Nemanja Nikolić, ale tym razem to Polakowi należy się specjalne wyróżnienie. To, że Węgier strzela jak szalony, to już wiadomo. Jednak, że reprezentant Polski potrafi zagrać tak szalone spotkanie, już tak oczywiste nie było.
Choć Stanisław Czerczesow, który w Legii Warszawa jest raptem od kilkunastu dni, twierdzi, że występ Jodłowca to nic nadzwyczajnego - Wiem, jak gra. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że zaliczył trzy asysty.
I to jakie asysty. Najpierw było prostopadłe podanie po przechwycie piłki, potem wycofanie z linii końcowej na piąty metr, wreszcie kolejne prostopadłe podanie z własnej połowy do węgierskiego snajpera. To były zagrania w stylu, nie bójmy się tego nazwiska, Anrdei Pirlo i innych jemu podobnych wirtuozów.
Jodłowiec do tej pory kojarzył się raczej z nieustannym bieganiem, męską, twardą walką w środku pola i skutecznymi wejściami w pole karne przy stałych fragmentach gry. Henning Berg wiosną o nim powiedział, że może biegać jak króliczek z reklamy Duracella. Do Polaka przylgnęło również określenie "czołg", bo naprawdę ciężko wygrać z nim starcie bark w bark. Teraz dla odmiany 30-latek błysnął boiskową wirtuozerią.
- Czy to mój najlepszy mecz w karierze? Miałem kilka dobrych, nie ma co mówić, że ten był jakiś wyjątkowy - skomentował skromnie bohater Legii.
Legia wygrała z Cracovią 3:1.