Mecz Śląska z Koroną Kielce nie wzbudził zainteresowania u wrocławskich kibiców. W piątek na stadionie pojawiło się zaledwie 5580 widzów. Samo spotkanie, toczone w deszczowej aurze, było jednak przyzwoitym widowiskiem.
Goście mogli objąć prowadzenie już 15. minucie. Radek Dejmek uwolnił się spod opieki rywala i oddał niecelny strzał głową po centrze z rzutu rożnego. Widząc bezradność Śląska w ofensywie Zbigniew Małkowski sam postanowił przetestować czujność zawodników WKS-u. W 21. minucie bramkarz kielczan fatalnie wybił piłkę. Błąd doświadczonego zawodnika mógł słono kosztować Koronę, skończyło się na rzucie rożnym dla Śląska.
W drużynie gospodarzy bardzo chciał się pokazać Jacek Kiełb. "Ryba" to były zawodnik Korony, który w Kielcach stawiał pierwsze kroki na boiskach Ekstraklasy. Żółto-czerwone barwy reprezentował w sumie w 111 spotkaniach, dokładając do tego 22 gole. W 32. minucie Kiełb ruszył prawą stroną i obsłużył podaniem Kamila Bilińskiego, który mimo ostrego kąta spróbował strzału. Małkowski nie dał się jednak zaskoczyć.
Sytuacja na boisku diametralnie zmieniła się w 34. minucie, kiedy to Paweł Gil odgwizdał rzut karny dla Korony za zagranie piłki ręką przez Flavio Paixao. "Jedenastkę" na gola zamienił Airam Lopez Cabrera. Chwilę później goście mogli prowadzić 2:0. Ogromny błąd Adama Kokoszki wykorzystać powinien Łukasz Sierpina, ale przegrał pojedynek z Mariuszem Pawełkiem. To w sumie aż tak jednak dziwić nie może, bowiem Sierpina od dawna ma problemy ze skutecznością.
W tej części meczu kielczanie zmarnowali jeszcze co najmniej dwie wyśmienite okazje. Śląsk momentami bronił się rozpaczliwie. Fani gospodarzy mieli tego dość. - Śląsku grać, ku*** mać - niosło się z trybun.
Paradoksalnie jednak jeszcze przed przerwą mógł być remis. Tuż przed gwizdkiem kończącym tę część potyczki po kolejnym fatalnym błędzie Małkowskiego piłka odbiła się od Flavio Paixao i wpadła do siatki, ale ten był na spalonym. Sędzia gola więc nie zaliczył.
Po zmianie stron sytuacja na boisku zbytnio się nie zmieniła. Śląsk prowadził grę i starał się atakować, ale bił głową w mur. Goście natomiast konsekwentnie szukali swojej szansy. Taką zmarnowali w 51. minucie, kiedy po raz kolejny zawiódł Bartłomiej Pawłowski. Na nic zdały się zmiany dokonywane przez Tadeusza Pawłowskiego. Korona w defensywie grała mądrze i przede wszystkim skutecznie. Wynik tego meczu, ustalony w pierwszej połowie, już się nie zmienił.
Korona po raz kolejny udowodniła, że nie można jej skazywać na spadek i zwłaszcza na wyjeździe jest groźna dla każdego. A Śląsk? Znów zawiódł i rozczarował. To już czwarty ligowy mecz z rzędu WKS-u bez zwycięstwa.
Śląsk Wrocław - Korona Kielce 0:1 (0:1)
0:1 - Airam Lopez Cabrera (k.) 35'
Składy:
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba, Tomasz Hołota, Adam Kokoszka (61' Marcel Gecov), Krzysztof Danielewicz (60' Michał Bartkowiak), Flavio Paixao, Kamil Biliński, Jacek Kiełb (73' Peter Grajciar).
Korona Kielce: Zbigniew Małkowski - Vladislavs Gabovs, Radek Dejmek, Maciej Wilusz, Kamil Sylwestrzak, Bartłomiej Pawłowski (67' Tomasz Zając), Vlastimir Jovanović, Rafał Grzelak, Nabil Aankour (70' Aleksandrs Fertovs), Łukasz Sierpina, Airam Lopez Cabrera (80' Paweł Sobolewski).
Żółte kartki: Krzysztof Danielewicz, Dudu Paraiba, Mariusz Pawelec (Śląsk).
Widzów: 5580.