Wisła Kraków w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (6:0) pokazała dawno niewidziany styl i skuteczność. - Jestem zaskoczony skutecznością, jaką Wisła zaprezentowała, bo tego w ostatnich meczach bardzo brakowało. Zagrali bardzo fajny mecz, ale inna sprawa, że Podbeskidzie wypadło bardzo słabo i nie jest to przypadek, że w tym klubie zrobiło się nerwowo - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Marek Motyka.
Pod Klimczokiem świetnie zaprezentował się między innymi Paweł Brożek, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. 32-letni napastnik po serii bez gola, w końcu zaczął odzyskiwać pewność siebie. - Paweł jest teraz centralną postacią w ataku Wisły - przekonuje. - Nie jest łatwo znaleźć w polskiej lidze typową "9". Sam się o tym przekonałem będąc w Rozwoju. Brożek jest doświadczonym piłkarzem, goni tych najlepszych strzelców w historii Wisły i już niewiele mu zostało, żeby pobić ich rekordy. Jeśli tylko będzie zdrowy, to zawsze będzie groźny i obrońcy drużyny przeciwnej będą musieli skupić na nim szczególną uwagę - dodaje nasz rozmówca.
Po dziewięciu kolejkach Biała Gwiazda ma na swoim koncie trzynaście punktów i traci tylko dwa oczka do ligowego podium. - Wisła rozpoczęła ten sezon całkiem nieźle. Zresztą Kazik Moskal ma bardzo mocny skład. Jeśli wszyscy są w pełni sił, to jest to kadra na czołówkę tabeli. Dość pechowo to się jednak układało. Tracili gole i punkty w końcówkach meczów. Z jednej strony nie było za dużo zwycięstw i porażek, ale przytrafiło się za dużo remisów, a wiadomo, że remis to strata dwóch punktów - uważa.
Wspomniany brak zwycięstw spowodował, że nad głową Kazimierza Moskala pojawiły się czarne chmury. Działacze wytrzymali jednak ciśnienie i pozostawili szkoleniowca na stanowisku. Według Motyki to jedyna słuszna decyzja. - Zaskakiwały mnie te dywagacje na temat zwolnienia trenera. To nie buduje komfortu i dobrego kontaktu z drużyną. Jeżeli zespół zauważy, że trener jest na wylocie, to całkiem inaczej na niego patrzy. Są zawodnicy, którzy za nim pójdą w ogień, a są też i tacy, którym jest obojętny i chętnie podpisaliby się pod jego odejściem. Takie sytuacje w naszej piłce są naprawdę chore - nie ukrywa.
- Dobrze, że zarząd pokazał, że stoi murem za trenerem, bo to zawodnicy są głównymi aktorami, a trener jest tylko suflerem i może jedynie podpowiedzieć co zauważy w trakcie meczu. U nas się jednak przyjęło, że zaraz po małych niepowodzeniach "ścina się" trenerowi głowę. To też wpływa na to, że ta nasza liga jest robiona na wariackich papierach. Uważam, że pracę Moskala powinno się ocenić albo w grudniu albo w czerwcu - powiedział były gracz krakowskiego klubu.
Mimo rozgromienia Górali, przy Reymonta nie mogą przesadnie uwierzyć we własne możliwości. W zespole w dalszym ciągu jest wiele mankamentów, nad którym trzeba sumiennie pracować.
- Dużym zaskoczeniem jest dla mnie to, że Wisła ma solidną obronę, a jednak traci te gole dość łatwo. W poprzednich meczach brakowało też skuteczności. Jak popatrzymy na skład, to Wisła ma zawodników kreujących grę. Po stracie Stilicia uzupełnili kadrę i wydawało się, że mają kim atakować, a mimo to nie wszystko wyglądało jak powinno. Po tak wysokim wyniku mówi się, że Wisła w końcu zagrała, a prawda jest taka, że wcześniej była mało skuteczna i właśnie ustabilizowanie tego elementu jest największym wyzwaniem. Mecz z Koroną pokaże czy jest pod tym względem poprawa - kończy Marek Motyka.
Sebastian Najman