Dariusz Zjawiński: Musimy bezwzględnie dogonić Błękitnych w rewanżu

Cracovia jest w marnym położeniu na półmetku dwumeczu w ćwierćfinale Pucharu Polski. Pierwsze spotkanie przegrała sensacyjnie i zasłużenie 0:2.

Zwycięstwo kopciuszka określił jako zasłużone nawet trener Cracovii, Robert Podoliński. - Wygrał zespół bardziej zdeterminowany i taki, który wiedział, po co pojawił się na boisku - skomentował podczas konferencji prasowej. Błękitni zdobyli dwa gole w końcówce spotkania po strzale Radosława Wiśniewskiego i trafieniu samobójczym Sretena Sretenovicia. Na trybunach stadionu w Stargardzie zapanowała euforia i nadzieja, że kopciuszek wygra dwumecz z faworytem.
  [ad=rectangle]
- Na pewno nie wyobrażaliśmy sobie takiego wyniku. Przyjechaliśmy po zwycięstwo, a stało się jak się stało - powiedział Dariusz Zjawiński. - Wyjeżdżamy z dwubramkową stratą, którą musimy bezwzględnie odrobić w Krakowie. Od nas wymaga się tylko i wyłącznie awansu i jak najdłuższej przygody w Pucharze Polski. Po raz kolejny głupio stracone gole w końcówce zdecydowały o wyniku.

Dariusz Zjawiński miał problem z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich
Dariusz Zjawiński miał problem z dochodzeniem do sytuacji strzeleckich

Cracovia miała duży problem z przedostaniem się pod bramkę II-ligowca. Szczególnie źle wyglądała w środku pola i tak naprawdę Marek Ufnal nie musiał w środę bronić nawet jednego soczystego, celnego strzału. - Mieliśmy kłopot w ataku. Nie było podań w pole karne. Także Błękitni nie stworzyli sobie jakichś mega sytuacji strzeleckich, a jednak byli skuteczniejsi w końcówce - stwierdził napastnik Pasów.

"Zjawa" nie szukał tanich wymówek po porażce. - Murawa była taka sama dla obu stron, a czerwona kartka nie wybiła nas z rytmu. W osłabieniu broniliśmy dobrze, a po kilku minutach od zejścia Marcina Budzińskiego siły wyrównały się. Nie było tak, że graliśmy w osłabieniu przez cały mecz. Nie ma co narzekać, a zawalczyć w rewanżu - powiedział napastnik, który przedwcześnie opuścił boisko z powodu urazu. - Mam nadzieję, że nie będzie to nic poważnego - zakończył.

Źródło artykułu: