Tuż po zakończeniu spotkania przez arbitra, Tomasza Wajdę, kilku łódzkich piłkarzy podeszło pod trybunę najzagorzalszych kibiców czerwono-biało-czerwonych. Zarówno z ust tych pierwszych, jak i drugich padło wiele mocnych i nieprzyjemnych słów. Rafał Augustyniak przyznaje jednak rację fanom, że obecny stan rzeczy jest dla wszystkich przy Piłsudskiego nie do przyjęcia. - Było ostro, ale kibice mają rację. Powiem brzydko: przep..lamy kolejny mecz. Już tak jestem wk... i zagrzany na to wszystko, że nie wiem co się dzieje. Nie możemy przegrywać za każdym razem. Prowadzimy grę w pierwszej połowie i, jak zawsze, dostajemy w papę. Boli mnie to jako zawodnika i kibica Widzewa, że tak można przegrywać. Jak widzimy, stadion będzie zaraz zburzony, ale i tak nikt już na niego nie przychodzi bo nie ma po co. Porażek nikt nie chce oglądać - powiedział kilka chwil po zakończeniu meczu kapitan łodzian.
[ad=rectangle]
Piątkowa porażka Widzewa jest już szóstą z rzędu w lidze. Podopieczni trenera Rafała Pawlaka nie wygrali w obecnym sezonie żadnego spotkania na własnym obiekcie. Spotkanie zawodników z kibicami nie było pierwszym takim wydarzeniem w przeciągu ostatniego miesiąca. Tydzień temu, po porażce 1:3 w Siedlcach z Pogonią, również doszło do ostrej rozmowy. O co tym razem pytali fani łódzkiego klubu? - Rozmawialiśmy. Zawsze jest ta sama gadka - Co się dzieje? Dlaczego tak jest? Dlaczego tracimy takie głupie bramki i gramy tak jak gramy? - zrelacjonował Augustyniak, który przyznaje, że nie każdy w Widzewie jest przygotowany na wytrzymanie pełnych 90-ciu minut wysiłku boiskowego. - Ja czuję się dobrze, mogę biegać, nie mam skurczy, ale nie wszyscy są tak przygotowani. Widać to w kontrze, gdzie do przodu biegnie tylko dwóch, trzech piłkarzy. To kuleje, ale jest z meczu na mecz lepiej i mam nadzieję, że następnym razem będziemy rozmawiać po zwycięstwie, a nie kolejnej porażce. Musimy zdobywać punkty do zimy i czekać na wzmocnienia, bo tym co mamy nie utrzymamy Widzewa - przyznał szczerze obrońca czerwono-biało-czerwonych.
Nie można jednak złym przygotowaniem fizycznym tłumaczyć całkowicie fatalną postawę Widzewa, który zamyka tabelę I ligi z zaledwie ośmioma punktami po piętnastu kolejkach. Zdaje sobie z tego sprawę również sam Augustyniak. - Błędy indywidualne są wpisane w ten sport, ale nie takie, jakie my popełniamy. Pierwszy gol to błąd gracza z pola, drugi to wina bramkarza. Wszystko jest naszym błędem. Nie jest tak, że każdy gol to świetna akcja przeciwnika. Przy każdej bramce mieliśmy coś do powiedzenia i mogliśmy to wybronić - stwierdził. - Nie będę oceniał, kto jaki poziom prezentuje. O tym decyduje sztab. Każdy ma prawo do swojego zdania. O ostatnim miejscu zaważają błędy indywidualne. Inaczej nie tracilibyśmy tylu goli. To już kolejna stracona bramka z rzutu karnego. Dajemy rywalom pożywkę do tego, żeby tworzyli akcje przeciw nam - kontynuował.
Obecna sytuacja zarówno sportowa, jak i organizacyjna klubu zdecydowanie źle wpływa na morale zespołu. - Jest źle psychicznie, bo jak się dołuje w I lidze z ośmioma punktami i dziewięcioma strzelonymi golami, to ciężko z optymizmem wyjść na boisko. Każdy ma jakąś psychikę i próg, który można przełamać. U niektórych to poszło za daleko i wychodzą na boisko przygotowani na porażkę - powiedział Augustyniak, który bronił po meczu trenera Rafała Pawlaka, mimo, że ten nie zdobył od momentu objęcia stanowiska jeszcze żadnego punktu. - Stoimy za trenerem, wiemy ile meczów zagrał dla Widzewa. Jest dla nas autorytetem, ma nasz szacunek. Musimy pociągnąć to wszyscy razem. Trener ustawia nas personalnie, ale nie gra, nie wychodzi na boisko, nie strzela, nie broni - mówił łódzki obrońca i zapowiedział rozmowę motywacyjną z resztą drużyny.
- Ja ze swojej strony obiecuję, że wstrząsnę chłopakami. Na treningach widać, że nasza praca idzie w dobrym kierunku. Nie jest tak, jak na meczu, że wychodzimy na boisko i wygląda to jak wygląda. Nie wiem dlaczego u niektórych podczas gry nie widać zęba i zaangażowania. To najbardziej boli. Rozumiem, że można przyjąć piłkę na kilka metrów, nie umieć podać, przyjąć, strzelić, ale nie pojmuję tego, jak można nie grać na maksa - zakończył.