W myśl europejskiego prawa, nie można zakazać przepływu siły roboczej. Traktaty stanowią, że w drużynie może grać dowolna liczba zawodników z Unii Europejskiej i ponadto pięciu spoza Unii. Takie regulaminy spowodowały paradoksy w futbolu.
W 1999 roku Chelsea Londyn do składu nie wstawiła ani jednego Anglika. Podobny przypadek mieliśmy w 2001 roku, gdy w Energie Cottbus nie zagrał Niemiec. W ciągu kilku lat tych przypadków było co raz więcej, wśród nich polska Pogoń Szczecin, którą reprezentowali Brazylijczycy. Trenerzy i działacze nie zauważali w takim stanie rzeczy nic złego.
Arsene Wenger stwierdził, że nie patrzy zawodnikom w paszporty, a raczej obserwuje ich umiejętności. Były prezes Górnika Zabrze Marek Koźmiński powiedział: - Piłka to biznes i tu nie można kierować się patriotyzmem. Sami gracze też nie są patriotami.
Pierwszy na sytuację zareagował prezydent FIFA Sepp Blatter, który zaproponował wprowadzenie systemu "6+5". - Limit sprawi, że zwiększy się identyfikacja kibiców z zespołem, więcej szans dostaną młodzi zawodnicy i poprawią się finanse klubów - zauważył Blatter.
Jakie mogą być konsekwencje? Szef FIFA straszy, że na mundialu w 2014 roku co drugi zawodnik będzie Brazylijczykiem, a już teraz sześć tysięcy graczy z Brazylii stara się o kontrakty w Europie.
Wygląda jednak na to, że przynajmniej na razie plan nie wejdzie w życie, bo odrzucił go prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który dowodzi w UE.