Sebastian Mila ostatnio jest we wszystkich mediach. Piłkarz Śląska Wrocław urzekł wszystkich Polaków, a jego radość po bramce strzelonej Niemcom była tak spontaniczna, że porwała tłumy. - Jak Sebastian strzelił bramkę, to moja żona oszalała. Tak krzyczała, że ją troszeczkę musiałem uspokajać - mówił jego trener klubowy. Tadeusz Pawłowski nie tak dawno temu wypomniał mu problemy z wagą. Mila zacisnął zęby, wziął się za siebie i pod okiem swojego trenera doszedł do życiowej formy. Sam mówi, że tak rewelacyjnie nie czuł się jeszcze nigdy. O Mili można pisać długo, a jego piłkarska kariera to temat na dobrą książkę. Pomocnik WKS-u nie ma problemów z tym, aby mówić o tym, co wydarzyło się w jego życiu przed ostatnie kilka miesięcy. Teraz natomiast chodzi o uśmiechnięty od ucha do ucha. Ma powody.
[ad=rectangle]
- To jest fantastyczne uczucie być w gronie 25 reprezentantów kraju przed meczami eliminacyjnymi. Skandowanie Twojego nazwiska na meczu... Niesamowita oglądalność, zainteresowanie, a także i pozytywna otoczka wokół reprezentacji w ostatnich dniach. Nie ma chyba teraz człowieka, który by nie chciał w tej reprezentacji występować. Rywalizacja jest ogromna. Wiem, jak wielu zawodników chciałoby się w tej kadrze znaleźć. Będzie teraz ciekawie przed kolejnymi powołaniami. Wierzę, że trener po raz kolejny przygotuje mnie tak dobrze, że uda mi się to powołanie dostać. Mam nadzieję, że nie stracę formy, będę się pilnował i tak jak do tej pory sumiennie do tego wszystkie podchodził. Bycie tam jest czymś wyjątkowym - mówi.
To on bowiem strzelił gola, który ostatecznie dobił Niemców i zapewnił nam historyczne zwycięstwo z tym przeciwnikiem. - To niesamowita prywatna euforia i ciężko się trochę w niej odnaleźć. To fantastyczny moment dla mnie. Strzelić gola na Stadionie Narodowym reprezentacji Niemiec, do tego bramkarz Neuer. To była odważna decyzja trenera Nawałki, który wysłał do mnie powołanie. To wszystko zapięło się w taką niewiarygodną klamrę. Gdyby nie trener Pawłowski... Będę mu wdzięczny do końca życia za to, że tak się to wszystko potoczyło. Mam ogromy szacunek za to, jak potrafił do mnie dotrzeć. Chłopaki z drużyny Śląska, którzy trzymają za mnie kciuki, dietetyczka. To są tak naprawdę bohaterzy dla mnie. Wspaniały czas mam teraz dzięki nim - podkreśla.
Sebastian Mila: Od meczu z Niemcami towarzyszy mi niesamowita prywatna euforia
{"id":"","title":""}
Źródło: TVN24/x-news
Mila nie jest podstawowym zawodnikiem kadry. Z Niemcami wszedł w końcówce, potem ze Szkocją dostał nieco więcej czasu. Piłkarz Śląska nie robi z tego żadnych problemów. - Reprezentacja to jest zupełnie coś innego. Tam zagranie minuty jest takie, jakby się grało całe spotkanie. Bycie w tym gronie, to nagroda. Doskonale rozumiem swoją rolę w drużynie. Zarówno w klubowej, jak i reprezentacji. Chcę, żeby trenerzy Pawłowski czy Nawałka wiedzieli, że mogą na mnie liczyć w każdej chwili. Obojętnie ile minut, to postaram się wykorzystać to do maksimum. Tak, jak teraz się starałem - komentuje.
"Milowy" mógł zostać prawdziwym bohaterem całego kraju. W spotkaniu ze Szkocją popisał się niesamowitą akcją wypracowując sytuację Kamilowi Grosickiemu. - Akcja Sebastiana w meczu ze Szkocją? Myślę, że wszystkie telewizje na świecie ją pokazały. To był majstersztyk - mówi trener Pawłowski. Grosicki sytuacji jednak nie wykorzystał, uderzając w słupek. Po chwili dobijał sam Mila, lecz zrobił to bardzo, bardzo niedokładnie. - Wbrew pozorom to chyba ja miałem łatwiejszą sytuację. Źle obliczyłem prędkość piłki. Wierzę w to, że w trener Pawłowski mnie jeszcze trochę doładuje, że będę mógł te parę lat grać na takim wysokim poziomie. To jest jednak wciąż krótko i mało. Wolałbym jednak takie sytuacje wykorzystywać. Co do Kamila Grosickiego, wiedziałem, że to on tam jest i wiedziałem, że zrozumie tę myśl tego podania. Czasami po prostu zna się jakiegoś zawodnika i wie się, jakie on piłki lubi. Wiedziałem, że dzięki temu możemy fajną akcję zrobić. Centymetrów zabrakło, żeby przy jego strzale piłka wpadła do bramki. Przy moim, to w kilometrach można liczyć - mówi szczerze sam Mila.
[nextpage]Kariera Mili nie jest jednak usłana różami. Pomocnik mówi teraz jednak, że jest w najlepszym jej momencie, a czuje się wyśmienicie. - Ten moment w którym teraz jestem, czuję się mocny pod względem i fizycznym, i psychicznym. Zastanawiałem się sam, czy byłoby to możliwe jeszcze parę lat wcześniej. To chyba jednak przychodzi z ogromnym doświadczeniem i wiekiem. Dodało mi dużo pewności bycie na zgrupowaniu reprezentacji. Jak jesteś dobrze przygotowany, to pewnie się czujesz. Tak samo było teraz. Bardzo chciałem wejść na boisko ze Szkocją, dostawać dużo piłek, stworzyć kolegom sytuacje. Trener ode mnie tego oczekiwał. Teraz to jest najmocniejszy okres jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne i psychiczne - wyjaśnia.
Nie zamierza jednak spocząć na laurach, wprost przeciwnie - chce być jeszcze lepszy. - Wydaje mi się, że teraz zdecydowanie lepiej gram. Takie mam wrażenie. Mądrze się poruszam. Pracowaliśmy z trenerem nad tym zachowaniem bez piłki. Ja w tym wieku się teraz najwięcej uczę. Dużo tych detali jest do poprawienia. Mogę to poprawić, żeby być jeszcze wydajniejszym i lepszym zawodnikiem. Zamierzam jeszcze mocniej, jeszcze więcej trenować. Wiem, żeby rywalizować z takimi zawodnikami jak Goetze, Kroos, Fletcher i inni, to muszę być w jeszcze lepszej formie, jeszcze lepiej przygotowany. Tak zamierzam w następnych tygodniach robić - podkreśla.
Jego wielkiej formy nie byłoby bez kilku osób. Bez trenera Pawłowskiego, bez dietetyczki Śląska, narzeczonej Uli i... kolegów z zespołu. - Mogę tylko powiedzieć, że dzięki trenerowi i dzięki drużynie, i ludziom, którzy mi dobrze życzą, marzenia mi się spełniają. Jest mi niezmiernie miło, ale doskonale wiem, że muszę to potwierdzić w każdym kolejnym meczu jeszcze bardziej, niż do tej pory. Jestem na gotowy - deklaruje.
- Mam super kolegów z drużyny. Pomagali mi w trudnych momentach, teraz się cieszą wspólnie ze mną. Z przyjemnością przyjechałem do klubu. Wiem, że tu jest mój dom. Cieszyłem się, że wracam - dodaje.
Taki prezent po powrocie ze zgrupowania reprezentacji dostał @SebastianMila11 od swoich kolegów ze Śląska. pic.twitter.com/ZqkUJ4oUHq
— Michał Mazur (@MazurMich) październik 16, 2014
Ula, narzeczona Sebastiana Mili i jego córeczka, Michalina, to dwie bardzo ważne osoby dla tego zawodnika. To dla nich było serduszko pokazane po strzelonej bramce w spotkaniu z Niemcami. Kiedyś narzeczona Sebastiana Mili nie mogła chodzić na mecze, bo... ponoć przynosiła pecha. Teraz to się już zmieniło. - Już teraz chodzi na każdy chodzi mecz Ślaska Wrocław. Dużo się napracowała wspólnie z panią dietetyczką. Ona jest teraz częścią tej mojej reaktywacji. Trener pozwala jak wygramy mecz, to zawsze Michalinę biorę do szatni, nie ma z tym problemów. Tworzymy fajną atmosferę, rodzinną grupę, która się wspiera w trudnych momentach. Rodziny się znają. Uważam, że to wszystko powoduje, że Ula już jest też częścią tego klubu - mówi bohater ostatnich dni.
Czy bohater? Dla niektórych tak, dla innych. Swoim sąsiadom na pewno jednak sprawił wiele radości. Ci przywitali go w wyjątkowy sposób.
— Sebastian Mila (@SebastianMila11) październik 15, 2014
- To było fantastyczne. Naprawdę się napracowali. Jestem w trakcie dochodzenia, którzy to sąsiedzi, bo chciałbym się zrewanżować. To było miłe i jestem mega zadowolony, że jestem Polakiem. Uważam, że mamy takie zasoby w sobie, że wspólnie możemy tylko osiągać duże rzeczy - komentuje sam zawodnik.
[nextpage]Całego zamieszania nie byłoby, gdyby nie zaryzykował Adam Nawałka. To on dość niespodziewanie powołał go na spotkanie z Gibraltarem, a potem dał mu szansę w potyczce z Niemcami. - Powiem szczerze, że jak przyjechałem na pierwszy mecz eliminacyjny, jeszcze nie czułem się się na tyle pełnoprawnym reprezentantem - nadal się nie czuję, ale teraz już byłem drugi raz, znałem imiona masażystów czy ludzi pracujących przy kadrze. Generalnie było więc mi dużo łatwiej zaobserwować pewne inne rzeczy. Uważam, że naszych oczach ta kadra staje się taka, że jeden za drugiego wskoczy w ogień. Sami zauważyliśmy chyba, że ta drużyna zaczyna być zespołem pełną gębą - mówi piłkarz.
"Milowy" selekcjonerowi biało-czerwonych wiele zawdzięcza. Adam Nawałka, wcześniej krytykowany, z drużyną narodową jak na razie jest liderem swojej grupy. Polacy nie przegrali jeszcze spotkania, na swoim koncie mają siedem punktów. - Widać, że ta drużyna zaczyna łapać tę odpowiednią chemię. Widać, że zespół doskonale wie po co przyjeżdża, po co drużyna jest tworzona, o co gra. Trener Nawałka pracuje nad detalami i widać, że cementuje zespół na dobre. Myślę, że te efekty są widoczne w postaci choćby ogromnego zaangażowania, jakie towarzyszyło nam w tym dwumeczu. Uważam, że to były heroiczne boje w niektórych fragmentach gry, które były przede wszystkim doceniane przez kibiców, którzy nieśli tę kadrę. Nie odkryję Ameryki, reprezentacja Polski była niesiona przez kibiców. Kibice są w stanie wykrzesać jeszcze z zawodników dodatkową energię i dodatkowe rezerwy - zaznacza Mila.
- Trener Adam Nawałka dba o detale. Pamiętam, jak po meczu ze Szkotami, wysłał nas wszystkich na odnowę, kazał zjeść dobre jedzenie. Każdy miał wrócić do klubu w optymalnej formie, zdrowy, wypoczęty. Mogłoby go to nie interesować. On jednak dba, żeby to cały czas kontynuować. Myślę, że te detale powodują, że piłkarze mu ufają, chcą uczestniczyć w tym wszystkim i sami dbają o siebie, i o reprezentację, co powoduje, że poziom idzie automatycznie w górę - stanowczo podkreśla.
Zgrupowanie reprezentacji Polski dobiegło już końca. Teraz przed Milą mecze w T-Mobile Ekstraklasie. Już w sobotę jego Śląsk zagra z Piastem Gliwice. O tym wszystkim co się stało w ostatnich dniach, tak szybko zapomnieć się jednak nie da. - Nie ochłonę jeszcze przez najbliższy czas. Cały czas jeszcze tym żyję, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Cieszę się, że już jestem w klubie. Teraz są nowe cele, nowi przeciwnicy, którzy też będą wymagający. Absolutnie od piątku moja głowa będzie się koncentrowała na moim cyklu przygotowawczym do meczu do z Piastem Gliwice. Najzwyczajniej chce pomóc sobie, trenerowi, drużynie - kończy Sebastian Mila.