Jeszcze przed pierwszym meczem z Nomme Kalju piłkarze Lecha Poznań zapewniali, że chcą zmazać plamę z ostatnich dwóch lat i awansować do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Niespodziewanie jednak przegrali w Estonii 0:1, co od razu przypomniało odpadnięcie z Żalgirisem Wilno. Wtedy również na wyjeździe rywale byli lepsi o jedną bramkę, a w rewanżu Lech wygrał tylko 2:1, co nie dało awansu. - Poza wynikiem pierwszego meczu nie widzę żadnej innej analogii. Teraz wszystko jest inne. Od przygotowania mentalnego, po wyniki w ekstraklasie. Rewanż też będzie inny niż z Żalgirisem - mówi Mariusz Rumak.
[ad=rectangle]
Rzeczywiście teraz lechici prezentują się o wiele lepiej. O ile z Litwinami zaprezentowali się słabo, tak w Estonii zagrali dobre spotkanie, ale zabrakło wykończenia akcji. - W teorii jest tak, że na dziesięć spotkań można wygrać jedno z silniejszym zespołem. Lech też takie mecze wygrywał, a teraz zrobili to piłkarze Nomme - kontynuuje Rumak.
W Estonii Lech stracił gola po fatalnym błędzie Macieja Wilusza, który nie najlepiej wprowadził się do zespołu i spotkał się z krytyką ze strony kibiców. - Gra w klubie takim jak Lech Poznań nie jest sprawą łatwą. Wielu piłkarzy po przyjściu spotykają rzeczy których wcześniej nie doświadczyli. Poprzez zainteresowanie, sprawy marketingowe i pracę zespołu. Każdy piłkarz reaguje inaczej i mogą się zdarzyć błędy w pierwszym etapie. Ciężko powiedzieć z czego one wynikały. Na treningach takich nie popełnia. Jestem przekonany, że Maciej to dobry piłkarz i sobie poradzi - broni swojego podopiecznego trener Kolejorza.
Mariusz Rumak nie zmienił swojej opinii o rywalu po pierwszym meczu. - Moja opinia o tym zespole jest bardzo podobna do tej jaką miałem przed pierwszym spotkaniem. Oni nas niczym nie zaskoczyli. Bramkę strzelili po naszym błędzie, a oprócz tego stworzyli sobie jeszcze tylko jedną sytuację. My mieliśmy problem z przedostatnim podaniem. W Nomme są doświadczeni piłkarze i na pewno nie przestraszą się naszego stadionu, bo grali już na podobnych - kończy Rumak.