Amadeusz Makosch: Legia zagrała w Bełchatowie bardzo przeciętne spotkanie. Co się stało?
Piotr Rocki: Czy przeciętny to mógłbym się spierać. Na pewno brakowało nam sytuacji. Pierwsza połowa obfitowała w akcje zarówno nasze i Bełchatowa, gra cały czas była otwarta. Na nasze nieszczęście PGE GKS wykorzystał swoją sytuację ze stałego fragmentu gry i Łukasz Garguła został bohaterem meczu. Podsumowując mieliśmy swoje okazje po błędach przeciwników i wielka szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy. Mecz mógł skończyć się zupełnie inaczej.
Chcieliście chyba za wszelką ceną zmazać "plamę" po porażce z Polonią Bytom?
- W Bytomiu zagraliśmy bardzo ciężkie spotkanie. Rafał Grzyb na pewno strzelił bramkę swojego życia, która nie ukrywajmy, że nam się także bardzo podobała. Co więcej to trafienie będzie się liczyło w przeróżnych statystykach, bo takie oglądamy. Po tamtej porażce myśleliśmy, że w Bełchatowie zagramy dobry mecz, ale niestety rzut wolny w wykonaniu Garguły okazał się dla nas końcem marzeń o komplecie punktów.
Trzynaste w historii spotkanie PGE GKS z Legią, 13. kolejka Ekstraklasy. Czy przysłowiowa "trzynastka" będzie was teraz prześladować?
- Myślę, że nie. Jesteśmy profesjonalistami i mamy za silną kadrę żeby wierzyć w przesądy. W najbliższym meczu chcemy to udowodnić, a jeżeli chcemy walczyć o czołówkę to musimy wygrywać. Pierwsza i druga wpadka nie są jeszcze tragedią. Mamy cztery punkty straty do lidera. Czy to dużo czy to mało, to musimy wziąć się w garść. Pokażemy jeszcze, że był to tylko wypadek przy pracy.
Takesure Chinyama nie wykorzystał swoich sytuacji, a było blisko...
- Chinyama to bardzo dobry zawodnik i szkoda, że nie udało mu się trafić do siatki Bełchatowa…
Już od kilku lat pod koniec rundy jesiennej Legia odnosi porażki w meczach, które powinna spokojnie wygrywać. Co się dzieje?
- Na pewno nie można mówić o żadnym kryzysie. W Bełchatowie był bardzo ciężki teren. Mieliśmy kilka sytuacji i zabrakło tylko wykończenia. Dobra obrona gospodarzy i szybkie kontry pozwoliły dowieźć im korzystny wynik do końca.
Jadąc do Bełchatowa braliście pod uwagę, że przegracie w tak łatwy sposób?
- Graliśmy chyba troszkę za bardzo z tyłu, a stracona bramka podcięła nam skrzydła. Przyjechaliśmy tutaj powalczyć o zwycięstwo, ale wiedzieliśmy, że PGE GKS jest na fali, musimy się z nimi liczyć i w najgorszym wypadku możemy nie zrealizować swojego celu.
Bardzo miło gra się chyba przy takim dopingu jaki zafundowali wam warszawscy kibice.
- Tak oczywiście. Należy jednak pamiętać, że w piłce oprócz bramek, czyli skuteczności liczy się też gra dla oka, której dzisiaj raczej nie zabrakło.
W przerwie spotkania trener Jan Urban użył mocnych argumentów czy raczej rozmawiał z zespołem w psychologiczny sposób?
- Mnie w przerwie nie było w szatni, ale widać było, że tchnął w zespół nowe siły, była determinacja i walka.