Walczące o utrzymanie zespoły z Chojnic i Rybnika nastawiły się na grę, w której nikt nie odstawi nogi. Prowadzący spotkanie Bartosz Frankowski gasił zapędy piłkarzy, sięgając po kartoniki. Arbiter z Torunia przedwcześnie wysłał do szatni dwójkę graczy. - Były nieczyste zagrania i bardzo dużo kartek. Powiem szczerze, że kilku z nich mogło w ogóle nie być. Stawka meczu była wysoka i znalazło to odzwierciedlenie na boisku - uważa Andrzej Rybski.
Znany z boisk ekstraklasy i I ligi zawodnik zdobył kapitalną bramkę, po której gospodarze już się nie podnieśli. - Do tej pory strzelałem takie gole tylko na treningach, w lidze nie zdarzyło się mi trafić w taki sposób. Można się cieszyć, że ta bramka wpadła, bo jednak trzeba było wykazać techniczny kunszt - uśmiecha się strzelec.
Rybski od początku potyczki polował na golkipera miejscowej drużyny Antonina Bucka. - Od pierwszej minuty widziałem, że bramkarz jest wysoko ustawiony. Miałem nadzieję, że jakaś szybka piłka do mnie dojdzie i będę mógł spróbować "loba". Akurat wyszło to w sytuacji, gdzie bramkarz popełnił błąd i zagrał do mnie - opisuje trefienie z końcówki spotkania piłkarz Chojniczanki.
W doliczonym czasie gry goście jeszcze raz wpakowali futbolówkę do siatki zielono-czarnych. Gwoździem do trumny była bramka Marka Gancarczyka, która zepchnęła ROW Rybnik do II ligi. - My się cieszymy, oczywiście przykro patrzeć na kolegów, którzy muszą cierpieć. Taki jest sport, taka jest piłka. ROW zaprzepaścił swoje szanse po serii zwycięstw, kiedy naprawdę dobrze im szło. Mogą być źli tylko i wyłącznie na siebie - dowodzi 29-latek.
Ekipę Mariusza Pawlaka czeka jeszcze starcie z Dolcanem Ząbki, z którym muszą powalczyć o zdobycz punktową. - Wyniki rywali w tej kolejce nas nie usatysfakcjonowały i bój o utrzymanie będzie trwał do ostatniego meczu sezonu. Jeszcze tydzień trzeba poczekać na to matematyczne utrzymanie i na zakończenie rozgrywek mocno depnąć - puentuje Rybski.