W starciu z Energetykiem ROW łęcznianie byli stroną dominującą i objęli prowadzenie w pierwszej połowie. Zmarnowali jednak ogrom sytuacji podbramkowych, a rywale zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Wyszliśmy bardzo zdeterminowani po dwóch porażkach. Niestety, trzeba trafiać w ten prostokąt, bo sytuacji było tyle, że wystarczyło trafiać co trzecią, a spokojnie wygralibyśmy. Stracone bramki to kuriozum - kręci głową Grzegorz Bonin.
Gospodarze musieli przełknąć gorycz porażki, a decydującą bramkę stracili w doliczonym czasie gry. Oba gole rybnicki zespół zdobył po stałych fragmentach. - ROW idzie do rożnego praktycznie w czterech, żeby tylko kontry nie było. Jeden gość wyskakuje, od nas połowa się patrzy i bramka wpada - mówi rozczarowany 30-latek.
Górnik dwukrotnie uległ Energetykowi ROW. Czy broniący się przed spadkiem beniaminek, dla którego zwycięstwa z łęcznianami to połowa wygranych, ma na nich patent? - Żadnego patentu - przyznaje Bonin. - Byli chyba najsłabsi z jakimi graliśmy, ale patrząc na wynik - to my jesteśmy w tym meczu słabszymi - dodaje.
Łęczyńska drużyna notuje najgorszą serię w obecnym sezonie. Niedawno utraciła fotel lidera, ale wciąż utrzymuje się na drugim miejscu, choć tylko o punkt wyprzedza Arkę Gdynia. Zdaniem Bonina kluczowy jest brak skuteczności. - My sobie już dużo powiedzieliśmy po meczu z Arką. Bramki, bramki i jeszcze raz bramki. Jak nie strzela się bramek, to meczu się nie wygra - przekonuje.