Krakowianie prowadzili w Lubinie 1:0 aż do 86. minuty. Wtedy jednak strzałem z rzutu wolnego do wyrównania doprowadził Manuel Curto, po chwili po uderzeniu Arkadiusza Piecha piłka odbiła się od Piotra Brożka i Miśkiewicz nie miał szans na skuteczną interwencją i wreszcie bramkarz Wisły nie trafił w zagraną do niego przez Michała Nalepę futbolówkę, a ta wtoczyła się za linię bramkową. 1:3.
- Przez 80 minut prowadziliśmy grę i dobrze to wyglądało, ale ostatnie 10 minut? Zaczęło się od tego nieszczęsnego rzutu wolnego, potem gol po rykoszecie i trzecia moja bramka. Przegraliśmy wygrany mecz w 10 minut - mówi Miśkiewicz.
Trener Franciszek Smuda winą za utratę gola na 1:1 obarczył właśnie Miśkiewicza: - Ja wchodzę i to bronię! Przy pierwszej bramce bramkarz był źle ustawiony. Nie można się tak ustawić. Nie jestem trenerem bramkarzy, ale tak się nie można ustawiać. Bramkarz Wisły: - Trener ma rację. Przegraliśmy przeze mnie. Podpisuję się pod tym, co trener powiedział.
Dlaczego w omawianej sytuacji golkiper Wisły ustawił się właśnie tak, a nie inaczej, odkrywając pół bramki przed Curto? - Dałem d... i tyle... Trudno mi coś więcej powiedzieć. Jest mi tak przykro, że trudno mi powiedzieć coś racjonalnego, coś mądrego z siebie wydusić. Czy w szatni było gorąco? Nikt mi nie musi nic mówić. Każdy wie, co zrobiliśmy.
Lubin to dla Miśkiewicza miasto przeklęte. Na stadionie Zagłębia w grudniu 2012 roku zadebiutował w ekstraklasie i cztery razy wyciągał piłkę z siatki. Teraz po jego błędach krakowianie stracili zwycięstwo. - Ja wiem czy miasto przeklęte? Zagrałem słaby mecz, popełniałem błędy i tyle.
25-latkowi trzeba oddać, że nie schował głowy w piasek. By porozmawiać z dziennikarzami, wyszedł z klubowego autokaru, choć mógł już odmówić. - Wychodzę po wygranym meczu, to czemu nie wyjdę po przegranym. Nie będę uciekał - mówi spokojnie.
Przed Wisłą teraz drugi wyjazdowy mecz - tym razem w Łodzi z Widzewem. Najlepszym lekarstwem na rany powstałe w Lubinie będzie zwycięstwo. Formuła na nie? - Musimy zagrać tak jak z Zagłębiem, ale przez pełne 90 minut. I bramkarz się musi ogarnąć - kończy Miśkiewicz.