Marzenia? Awansować do I ligi, a potem wyjazd - rozmowa z Piotrem Karłowiczem, piłkarzem Wigier Suwałki

W ostatnią niedzielę podczas meczu Wigry Suwałki z Motorem Lublin, Piotr Karłowicz (lat 21) pozwolił nam zasmakować pasji i adrenaliny, którą niesie za sobą piłka nożna.

Ten świetny zawodnik w ostatniej akcji spotkania dokonał niemożliwego i w 94 minucie meczu strzelił bramkę głową, dając tym samym zwycięstwo Wigrom. Przeciwnicy mogli przecierać już tylko oczy ze zdumienia. Piotr Karłowicz jest wychowankiem olsztyńskiego Stomilu. Obecnie ten zawodnik Wisły Kraków, grający na pozycji napastnika, spędza sezon na zasadzie wypożyczenia w drugoligowych Wigrach Suwałki. W poprzednim sezonie, w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, w trykocie Wisły rozegrał 26 meczów i strzelił cztery bramki. Z kolei, gdy grał w III lidze w Mrągowie, mogliśmy podziwiać jak strzela podczas meczów hat-tricki. Piotr Karłowicz ma rewelacyjne warunki fizyczne (188 cm, 79 kg), które w parze z uporem i miłością do sportu, pozwalają mu zdobywać niezapomniane bramki, jak ta podczas ostatniego meczy w Suwałkach.

Kiedy zaczęła się pana przygoda z piłką nożną?

Piotr Karłowicz: Jeśli dobrze pamiętam, gdy miałem 6 lat rodzice zaprowadzili mnie na nabór do Szkółki Piłkarskiej NAKI Olsztyn. Towarzyszył mi wtedy olbrzymi stres, ale na szczęście trener Andrzej Nakielski wydał pozytywny werdykt co do mojej osoby i mogłem zacząć regularnie chodzić na treningi.

Czy pamięta pan dzień, w którym pierwszy raz kopnął piłkę na prawdziwym boisku?

- Było to bardzo dawno temu, uczęszczałem jeszcze do przedszkola, ale najprawdopodobniej miało to miejsce na stadionie Bugu Wyszków, kiedyś po jednym z meczów drużyny, w której występował mój wujek, wszedłem z tatą na płytę boiska i kilkakrotnie kopnąłem piłkę.

Wisła Kraków na ten sezon wypożyczyła pana do Wigry Suwałki. Jakby podsumowałby pan te pierwsze miesiące spędzone w nowym klubie?

- Z perspektywy czasu wiem, że lepiej trafić nie mogłem. Jestem w klubie, w którym mam wszystko co jest mi potrzebne do prawidłowego rozwoju. Mamy zaplecze, o którym wiele zespołów z I lub II ligi może tylko pomarzyć. Chłopaki w drużynie przyjęli mnie świetnie, za co im dziękuje. Ze sztabem oraz kierownictwem klubu mam również bardzo dobre relacje, więc mam nadzieję, że swoją dobrą postawą na boisku, a przede wszystkim zdobytymi bramkami spłacę choć trochę kredyt zaufania jakim mnie tu obdarzono.

Jakie to uczucie strzelić zwycięskiego gola w 94 minucie, jak to miało miejsce w ostatnim meczu z Motor Lublin?

- Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że jest to tak olbrzymia dawka adrenaliny i pozytywnej energii. Jednak pomijając zdobycie bramki, prawdziwą satysfakcją jest patrzeć na skaczących z radości ludzi na trybunach, którzy do ostatnich sekund wierzyli w końcowy sukces swojej drużyny.

Jak pan wspomina okres gry w Wiśle Kraków, czy w innych klubach, w których pan dotychczas grał?

- Pobyt w Krakowie to dla mnie ogromne doświadczenie nie tylko piłkarskie, ale także życiowe. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, przeżyłem mnóstwo chwil godnych zapamiętania. Przeprowadzałem się do stolicy Małopolski z mojego kochanego Olsztyna, kiedy byłem w klasie maturalnej. Wszystko dookoła mnie było nowe, zaczynając od miasta, a kończąc na klubie oraz szkole. Musiałem się nauczyć funkcjonować zupełnie sam, bez niczyjej pomocy. Piłkarsko mogło być dużo lepiej, a nawet powinno. Jednak sytuacje, z jakimi musiałem się czasami mierzyć po prostu mnie blokowały, nie byłem sobą. Wierzę, że szkoła życia jaką przeszedłem przez dwa lata w Krakowie, w przyszłości zaowocuje. Transferu do Wisły nie byłoby jednak gdyby wcześniej do Mrągowii Mrągowo nie ściągnął mnie trener Andrzej Biedrzycki. Poznałem wówczas czym jest twarda, nieustępliwa gra, grałem regularnie, a także regularnie strzelałem bramki, czułem pełne zaufanie. To wszystko złożyło się w całość i jak na razie runda w Mrągowii była najlepszą w mojej przygodzie z piłką. Natomiast dzięki przygodzie ze Stomilem mogłem poznawać kulisy seniorskiej piłki jako nastolatek, niejako spełnić dziecięce marzenie, trenowałem z pierwszą drużyną, jeździłem na ligowe mecze, kilkakrotnie dostałem szanse na boisku, byłem świadkiem wielu kluczowych sytuacji które miały wpływ na funkcjonowanie ówczesnego OKS-u 1945 Olsztyn.

Pana najlepsze wspomnienia związane z piłką nożną? Może bramka, którą pan najbardziej pamięta? Najlepsze akcje na boisku, które pan wspomina.

- Myślę, że wiele było momentów wartych zapamiętania. Mógłby być to międzynarodowy turniej pod Barceloną, który wygraliśmy reprezentując barwy OKS 1945, a ja zostałem królem strzelców. Jednak najmilej wspominam swojego pierwszego klasycznego hat-tricka w piłce seniorskiej, którego zdobyłem grając w Mrągowie. Co ciekawe strzeliłem wówczas bramki swojemu obecnemu trenerowi Andrzejowi Olszewskiemu.
 
Co najbardziej lubi pan robić w wolnym czasie?

- Nie ukrywam, że lubię poleniuchować. Niekoniecznie musi to oznaczać siedzenie przed komputerem lub telewizorem. Uwielbiam słychać dobrej muzyki czy to w samochodzie, w domu czy podczas spaceru. Znajdę czas na ciekawą książkę lub film. Wciągającą rzeczą jest nauka języków obcych, której staram się poświęcać ostatnio więcej czasu.

Marzenia, plany na przyszłość związane z piłka nożną i nie tylko?

- Główne marzenie może być dla niektórych banalne, ale chciałbym po prostu żebym ja i ludzie z mojego najbliższego otoczenia byli zdrowi. Dopiero, gdy będę w stu procentach zdrowy mogę zacząć realizować marzenia, których nie brakuje bo nie jestem wyjątkiem i jak każdy je posiadam. Nie odkryje Ameryki jeśli powiem, że chciałbym grać w dobrym zachodnim klubie, a to spowoduje, że nie będę się musiał martwić o przyszłość mojej rodziny. Mówiąc jednak o planach na najbliższą przyszłość, chciałbym awansować z Wigrami do I ligi oraz zakończyć spokojnie studia w Olsztynie.

Źródło artykułu: