Maciej Kmita: Gdzie jest ranking Nawałki? Duże dysproporcje w powołaniach

Patrząc na listę piłkarzy powołanych przez Adama Nawałkę na marcowy mecz ze Szkocją, ciśnie się na usta pytanie o sławny ranking kadrowiczów, na podstawie którego miała opierać się selekcja.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Nawałka miał skończyć z systemem powołań żywcem przypominającym efekt pracy maszyny losującej Lotto, z którego korzystali Franciszek Smuda i Waldemar Fornalik. Nawałka miał wrócić do sprawdzonej metody Jerzego Engela, który stworzył ranking potencjalnych kandydatów do gry na każdą pozycję w reprezentacji Polski i trzymał się go, wysyłając powołania. Między innymi to zaprowadziło biało-czerwonych na mundial w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku.

Trudno było się spodziewać, że Nawałka skorzysta z rankingu już przed debiutanckimi, listopadowymi meczami ze Słowacją i Irlandią. To, że chciał przyjrzeć się wówczas szerokiej grupie nowych zawodników, było jak najbardziej zrozumiałe. Gdy miesiąc później zbierał ekipę na wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, również nie mógł zastosować się do rankingu reprezentantów - w końcu mógł powołać tylko graczy z lig polskich, więc poruszał się w obrębie - o ile taki istniał - rankingu ligowców.

Ale teraz przy kompletowaniu kadry na tak naprawdę pierwszy z dwóch poważnych sprawdzianów przed rozpoczęciem eliminacji Euro 2016 (z Niemcami 13 maja i z Litwą 6 czerwca nie zagramy w najmocniejszych składach ze względu na terminarz rozgrywek ligowych), można było przypuszczać, że na podstawie "szkockich" powołań będziemy mogli odszyfrować to, jak wygląda hierarchii kadrowiczów Nawałki.

Nic bardziej mylnego. W tym miejscu nie chodzi o konkretne personalia, a konkretny pomysł na obsadę pozycji w reprezentacji. Oto na mecz ze Szkocją Nawałka zaprosił czterech prawych obrońców w osobach Igora Lewczuka, Łukasza Piszczka, Piotra Celebana i Artura Jędrzejczyka, a tylko jednego zawodnika, który może zagrać na lewej stronie defensywy - Tomasza Brzyskiego. Obrona reprezentacji Polski jest przechylona na prawo jak węgierski parlament. Owszem, są w kadrze lewonożni stoperzy, czyli Maciej Wilusz i Marcin Komorowski, ale w takim razie obsadzają oni po dwie rubryki w selekcjonerskim rankingu?

O ile Adama Marciniaka Nawałka mógł pominąć, bo gracz Cracovii wciąż leczy ranę na stopie po zabiegu dermatologicznym, to logicznym wydawało się, że wobec posuchy na lewej flance, znajdzie się miejsce dla kogoś z "młodzieżówki", która miała być bezpośrednim zapleczem kadry A, czyli Daniela Dziwniela albo Mateusza Lewandowskiego. Lepiej mieć na zgrupowaniu jednego lewego obrońcę i czterech prawych, niż przyjrzeć się Sebastianowi Boenischowi - podstawowemu zawodnikowi wicelidera niemieckiej Bundesligi i uczestnika 1/8 finału Ligi Mistrzów?

Idźmy dalej. Marzeniem selekcjonera jest to, by jego zespół kreował grę. A jak wyglądają powołania do drugiej linii? W myśl zasady "pokaż mi swoją pomoc, a powiem ci, jaki masz zespół", Nawałka wciąż jednak liczy na przypadek. Na trzy miejsca w centrum pola powołanych zostało 7 zawodników, ale aż 4 na pozycje "6", czyli defensywnego pomocnika, a patrząc na personalia, "Piotra Przerywacza".

Tomasz Jodłowiec, Grzegorz Krychowiak, Michał Pazdan i Eugen Polanski mają bić się o jedno miejsce w pomocy obok Mateusza Klicha, który w gronie powołanych jest jedyną "8". Sam jest wielkim ZWOLLEnnikiem Klicha, ale kto ma wejść na jego miejsce w razie wypadku? Destrukcyjnie zorientowani Jodłowiec, Pazdan i Polanski? Kto jest po Klichu w selekcjonerskim rankingu na pozycji "8". Michał Chrapek z Wisły Kraków nie zasłużył jeszcze na ani jedno powołanie od Nawałki i selekcjoner ma prawo nie doceniać gry wiślaka, ale czemu w kadrze brak Krzysztofa Mączyńskiego, który całkiem przyzwoicie wypadł ze Słowacją oraz Irlandią i zostajemy z "gołym" Klichem.

Wreszcie skrzydła. Jakuba Błaszczykowskiego nie da się zastąpić z dnia na dzień, ale do obsady dwóch skrzydeł selekcjoner sięgnął po trzech zawodników, w tym dwóch, którzy operują głównie na lewej stronie, czyli Waldemara Sobotę i Macieja Rybusa oraz Sławomira Peszkę. Nie są to poszukiwania zakrojone na szeroką skalę.

A skoro powołanie otrzymał Maciej Rybus, który stracił rundę jesienną z powodu kontuzji kolana i po powrocie na boisko rozegrał dopiero trzy oficjalne mecze, to czemu nie sięgnąć po Kamila Grosickiego, który wydawał się być numerem "1" do zastąpienia Błaszczykowskiego? W końcu skoro jest miejsce w kadrze dla czterech prawych obrońców na jedną pozycję, to znalazłoby się i miejsce dla czterech skrzydłowych, którzy mają obsadzić dwa miejsca. Poza tym "Grosik" jesienią grał tyle samo, co "Ryba", ale cieszył się dobrym zdrowiem, a po przeprowadzce do Rennes na początku lutego zagrał już pięć oficjalnych spotkań i rozruszał ofensywę drużyny Philippe'a Montaniera.

Rybus zdążył zebrać więcej punktów do rankingu od Grosickiego? A może ranking to tylko populistyczne hasło podobne do tego o podjęciu próby nauczenia reprezentacji kreacji gry? W końcu na to wskazują najnowsze powołania.

Źródło artykułu: